A co na to rodzice?

Jedno z najczęstszych pytań zaraz po: „o ja, serio?”, „i co teraz?”. Zamiast odpowiadać każdemu po kolei, mogłam ułożyć jedną formułkę i stosować zasadę kopiuj-wklej. Mogłam też wcześniej napisać o tym posta, ale… dopiero dziś powiem Wam, jak przyznałam się mamie do ciąży.

„Mamo jestem w ciąży”

Brzmi to dość poważnie, prawda? Przyznaję że te słowa były dla mnie dość ciężkostrawne i niełatwo było je z siebie „wydalić”. Właściwie przez pierwsze dwa miesiące w ogóle nie wypowiadałam słowa ciąża na głos. Będę mamą również padało sporadycznie.

Z ciążą to jest tak, że pierw informuje się partnera. Potem swoich rodziców. W dalszej kolejności są przyjaciele. Potem bliscy znajomi. Potem plotki, bo mama z tego całego entuzjazmu poinformowała panią Kasię z Żabki oraz Elę fryzjerkę. Na końcu powiadamia się świat (potwierdzając plotki).

Gdy informacja przeleci już po wszystkich domach, pozostaje ten jeden w którym góruje znak zapytania. Ciężarna zastanawia się czy zacząć od lodów, czy pierw wszamać coś słonego i czy ta ciąża jest na serio.

Ale zacznijmy od rodziców.

Jak powiedziałam o tym mamie?

W moim przypadku sprawa była nieco ułatwiona. Jak w prawdziwej nowoczesnej rodzinie, zostałam wychowana jedynie przez mamę. Jak w każdej sytuacji życiowej, dostrzegłam pewien plus – mniej kombinowania jak wydusić z siebie nowinkę.

Co nie było takie proste.

A to zabawne, bo osiemnastka dawno za pasem. Multum przypałów na koncie, popełnionych gaf, przeprowadzek, przeprowadzek i rezygnacji ze studiów magisterskich (mamo spokojnie, wrócę na studia niebawem), kolejne urodziny i pierwsze siwe włosy na głowie.

Zwykle jak coś przeskrobałam umiałam to subtelnie ukryć, zakopać pod dywan lub podłożyć komuś świnię (znacie chyba patent na – Ty zepsułeś, prowizorycznie naprawiłeś i czekałeś na kolejną ofiarę, która to rzekomo rozwaliła dany sprzęt). Jednak w przypadku ciąży to nie takie łatwe. No dobra, mieszkam 2 tys. km od domu więc w gruncie rzeczy w arcy-prosty sposób mogłam zataić tę informację, ale bez przesady, jeszcze nie zgłaszam się do udziału w Ukrytej Prawdzie.

a co na to rodzice?

„Hej! Przecież jestem dorosła!” to niezbity fakt. Kolejnym faktem było, że bałam się oceniania. Że usłyszę głos sumienia, które podpowiadało, że jeszcze nie zdążyłam tego, tamtego, sramtego. Że praca, mieszkanie, studia. Że dupa sraka faka maka. Już na samą myśl wzdychałam i przekładałam to na – po śniadaniu, po obiedzie, wieczorem, jutro.

Do wykonania telefonu pchnęła mnie decyzja Marcina, który oznajmił że „to dziś powiadomi swoich rodziców”. Poczułam motorek w tyłku i pognałam do domu, co by to w razie czego schować się pod kołdrą (naturalnym surowcem obronnym) i wykręciłam numer. Uznałam, że mama musi wiedzieć pierwsza.

Leci sygnał. Powoli czuję, jak przez moje ciało przepływa ciepło. Próbuję zająć czymś drugą dłoń, która najchętniej pacnęła by mnie w łeb. Może nie jest jeszcze za późno by zabukować bilety na Filipiny.

– Halo?

– No halo, mama, co robisz?

– A wiesz jadę i blabla… blabla… (3 minuty później), no i… blabla…

– Mamo, dzwonię bo Ci coś chciałam powiedzieć (tu zaczynam się uśmiechać, chyba ze stresu), ale nie bądź zła (klasyk)

– No?

– W ciąży jestem

– … … …

Zapadła cisza. Po czym moja mama odpowiedziała mi najnaturalniej na świecie, że „taka jest kolej rzeczy”, że teraz będę mamą. Nie usłyszałam fanfarów, gratulacji i okrzyku radości. Może dlatego że w moim przypadku ciąża była czymś nieoczekiwanym i raczej nie przewidywanym w najbliższej dekadzie. W przeciwieństwie do przeciętnej kobiety po 20-30stce nie musiałam obawiać się klasycznych przesłuchiwań przy wigilijnym stole odnośnie kiedy będą dzieci.

„Przed Tobą nowe wyzwania ale poradzisz sobie” usłyszałam.

Byłam zdziwiona, nie wiem właściwie czego sama oczekiwałam. Ta rozmowa nie była wcale taka straszna.

Po godzinie dostałam kolejny telefon, tym razem zadzwoniła mama. Musiało do niej dość to co zakomunikowałam. Była szczęśliwa, wyczuwałam jej uśmiech z dalekiej odległości. Przyznała, że przeglądała się już w lustrze patrząc na siebie nie tylko jako kobietę, która spełniła się w roli matki. Właśnie awansowała na babcię i czuła się z tego dumna.

Co chcę przez to powiedzieć?

Pytanie o reakcję rodziców było jednym z częstszych zagadnień. Prawda jest taka, że bezwzględu na wiek stale czujemy się dziećmi przed naszymi rodzicami (a przynajmniej statystyczna większość – tak wynika z moich badań). Nieważne czy ciąża była planowana czy nie – widząc magiczne dwie kreski dostajemy zawrotów w głowie. W końcu ciąża to jest coś przełomowego. Dzielenie się taką informacją jest czymś innym, niż klasyczne „co tam, a spoko”. Przerasta wszelkie newsy typu zdany egzamin, awans w pracy czy wygrana na loterii.

I ja, jako Wasz tutejszy królik doświadczalny, przyznaję że wypowiadając zaklęcie „jestem w ciąży” po prostu liczyłam na odrobinę ciepła, wsparcia. Chciałam usłyszeć te gratulacje by mieć pewność, że jest czego mi gratulować. Bym sama przed sobą uczciwie przyznała, że wygrałam. Że ciąża to nie jest nic strasznego, że nie nabroiłam, że dam radę, że będę dobrą mamą.

Reakcje rodziców na wieść o ciąży

Każdy z nas wychowywany jest w innej rodzinie, przez innych ludzi, posiadających różne charaktery. Większość jednak w takiej chwili potrafi nas naprawdę pozytywnie zaskoczyć. Mimo gonienia do sprzątania, ciśnięcia w nauce rodzice stają oporem w momencie gdy ich potrzebujemy. Jeżeli nie rodzice – rodzina, opiekunowie, przyjaciele.

Też się trochę stresowałam. Też się trochę wstydziłam. Ale i byłam ciekawa reakcji – chciałam ją usłyszeć, zobaczyć i… cieszyłam się na samą myśl. Wiedziałam, że tym, którym powiem będą w szoku, ale ucieszą się, wesprą i się nie myliłam.

I nawet jak ktoś faktycznie nie będzie opiekował się naszym dzieckiem, nie przewinie, nie nakarmi w nocy, to samo „jak będziesz potrzebowała pomocy to pisz” było i jest pomocne. Każde „dzwoń o każdej porze”. Wszystkie „ja wiem, że będziesz dobrą mamą”.

Rodzina i bliscy okazali się niezastąpieni, za co bardzo dziękuję.

Bo strach minął, a jak się pojawia, mam za sobą silną armię.

A co na to rodzice?

„Spoko” odpowiadałam. A pod tym spoko skrywa się prawdziwa radość.

A co na to Wasi rodzice? Jak zareagowali? Jak myślicie że by zareagowali?

PS. Kiedyś przetestowałam mamę składając jej życzenia na dzień babci – test zdała (miałam 17 lat i myślałam, że będzie krzyczeć lub prawić morały, ale powiedziała… że damy radę we dwie. Dziękuję Ci mamo za to że jesteś!)

 

2 myśli na temat “A co na to rodzice?

  1. Chyba do końca życia zapamiętam moją reakcje na ulicy, kiedy przeczytałam Twoją kartkę ! 😀
    P.S. A dzisiaj właśnie wpadła mi w ręcę i pomyślałam, że tej to ja nigdy nie wyrzucę 😀

Dodaj komentarz