Właśnie trwają dni adaptacyjne w przedszkolu, a ja… Ja się stresuję. Możliwe że bardziej niż mój pierworodny. Rozmyślam czy robię dobrze i czy wszystko będzie okej. Jestem mamą, choć wyluzowaną, to nadal mamą, której czasem zdarzy się panikować. Dzisiaj opiszę Wam, jak próbuję zapanować nad swoimi obawami związanymi z wysłaniem Aleksa do przedszkola.
Wstęp
Przeglądam fora internetowe, wpisy, czytam wypowiedzi „adaptacja w przedszkolu”. Wklepuję w wyszukiwarkę zdania typu „jak przygotować dziecko do przedszkola” ostatecznie kończąc na „jak przygotować matkę do przedszkola”.
Rzadko to robię, w sensie szukam porad w internecie odnośnie macierzyństwa, a jeżeli to robię, to oznacza że faktycznie sram. Bądź po prostu potrzebuję emocjonalnego wsparcia.
A taka byłam przekonana że pójdzie mi to wszystko gładko.
Aleks idzie do przedszkola
Przyznam się Wam, że jakiś czas temu zdarzyło mi się pomarzyć o tym, aby posłać Aleksa do placówki w której pobawi się z innymi dziećmi. Najczęściej gdy byłam przemęczona bądź pragnęłam ciszy. Dziwiłam się opowieściom, że kobiety płaczą gdy oddają swoje dzieci do przedszkola. Nie kumałam czemu! Przecież zyskują szansę aby odetchnąć trochę od macierzyństwa, a dziecko nadal ma się z kim bawić, ma zorganizowany dzień pełen wrażeń, być może z kimś mniej sfrustrowanym niż ja w danym momencie. Skąd zatem ten płacz?
No.
To już wiem skąd.
Może i nie płaczę (jeszcze), bo dopiero jeden dzień adaptacyjny za nami – zaledwie godzina w otoczeniu innych mam i dzieci, ale walczę ze sobą. Ze sobą, swoimi myślami i wyobrażeniami.
Patrzę na jego blond włoski, na te loczki i zastanawiam się czy robię dobrze (zapewne robię), czy będzie tam się dobrze czuł (pewnie będzie) i czy odpowiednio o niego zadbają (obstawiam, że również tak).
Wszystko zatem wskazuje na to, że nie dzieje się nic złego. Może po prostu ja się muszę z tym uporać. Stąd ten wpis. W moim blogowym pamiętniku.
Zmieniam się jako mama. Dojrzewam. Kocham bardziej. Wbijam macierzyńskie levele, ucząc się spokoju i cierpliwości. Również przywiązuję się bardziej, z każdym dniem, z każdą chwilą. Czuję się potrzebna i dobrze mi z tym. Pójście do przedszkola – mogłabym wmawiać sobie, że to nic wielkiego – ale to jednak kolejna zmiana. Dla mnie i dla mojego towarzysza, który do tej pory był pod moją pieczą. To jasne, że się martwię czy ktoś da mu piciu! 😉
(pewnie da)
Biorę jednak wdech i próbuję się – nas przygotować na nadchodzącą zmianę.
Jak przygotować się na pójście dziecka do przedszkola?
Po pierwsze primo – rozmawiam
Po prostu. Mówię jaka to będzie zmiana, z czym przyjdzie Aleksowi się zmierzyć. Opowiadam mu o przedszkolu, o tym jak funkcjonuje. Mówię, że będą dzieci, które również będą potrzebowały czasu aby się przyzwyczaić do nowego otoczenia. Tłumaczę, że będą razem jeść, spędzać czas. Że będą panie. Że Aleks będzie miał zaplanowany dzień, podczas gdy mama będzie pracowała. Mówię że po pracy będę go odbierała i razem będziemy organizować sobie miło czas.
Nie obiecuję gruszek na wierzbie, wmawiając że będzie lepiej niż w domu (WIADOMO ŻE Z MAMO NAJLEPIEJ, ok cicho). Staram się po prostu jakoś tak… pogadać z nim jak z moim małym ziomeczkiem.
Po drugie primo – moje nastawienie i wstępna taktyka
Prawda jest taka w że w drugim primo to są czyste plany. Aby nie żegnać się długo, aby wiedzieć że robię dobrze i Aleks tak naprawdę świetnie będzie spędzał czas. Że to dobry moment na przedszkole, zważywszy na to że młody wykazywał już zainteresowanie innymi dziećmi, jest bardzo aktywny i lubi się bawić.
Próbuję się przekonywać. Się, bo czy jego tak naprawdę trzeba?
(w razie co to planuję mu dać coś swojego np. gumkę do włosów. Coś na znak że niebawem po niego wrócę i jakaś część mnie nadal jest przy nim)
Przypominam sobie że lubiłam przedszkole. Lubiłam te zabawki, zajęcia. Jedzenie nie bardzo, leżakowania nie kumałam, ale… nie miałam problemu by przywyknąć do schematu dnia. Zdarzyło mi się nabroić. Ukraść mojej mamie czerwoną szminkę i wymalować wszystkie dzieci. Zabrać ze sobą „wampirze zęby” (takie z plastiku, z jakiejś zabawki) by biegać po przedszkolu i straszyć maluchy. Miałam nawet swojego pierwszego chłopaka – tak oficjalnie! Łączyła nas niechęć do jedzenia i bunt przeciwko uporczywym dorosłym. Opisano nas nawet w gazetce, a ja się czułam jak prawdziwa celebrytka. Nie dałam mu jednak drugiej szansy, gdy pewnego dnia wybrał zabawę z moją dobrą koleżanką Laurą. Całkiem bogate życie jeżeli chodzi o małego przedszkolaka.
Wierzę że przed Aleksem również otwiera się brama – pełna wielu wrażeń. Jest mądrym chłopcem. Muszę tylko uwierzyć że sobie poradzi i pozwolić odciąć tę pępowinę.
Jak nam pójdzie? Trzymajcie kciuki!
Opisujcie jak tam u Was było, jakie macie porady jeżeli chodzi o pierwsze chwile w przedszkolu, z miłą chęcią poczytam!
Buziaki,
Angie