Gdy już mówiłam, że jakoś sobie radzę. Gdy już wewnątrz czułam (poza cholerną zgagą) namiastki spokoju okazało się że to fatamorgana. Oczy przecierałam ze zdumienia i z płaczu, przecież było dobrze, przecież tak sobie radziłam.
Może za mało piszę?
Pisanie jest dla mnie pewnego rodzaju lekarstwem. Jestem gadułą, wypowiadam nadmierną ilość słów na minutę (poszkodowanych szukać wśród znajomych), prowadzę dyskusje sama ze sobą – na głos i w myślach. Pisząc zaspokajam swoje gadulstwo, wypuszczam słowa, które gdzieś już pozostaną. Na papierze, na kartce, w wordzie czy tu na blogu.
Problem w tym, że ostatnimi czasy straciłam motywację i do tego. Próbowałam wyjść ze swojej jaskini – łóżka, kilkunastu poduszek i ukrytych pod kołdrą przemyconych rzeczy z kuchni. Moją rozrywką było oglądanie komedii romantycznych, wcześniej już widzianych i ocenionych na filmwebie ledwo na 5-6/10. A może coś głupiego mnie rozśmieszy, a może coś mnie poruszy. Jakiś film motywujący? Limit chyba też już wyczerpałam, a poza tym w obecnym momencie strasznie działały mi na nerwy wszystkie osoby, które w jakimś stopniu inspirują. Z prostego powodu, sama czułam się za słaba i zbyt bardzo zniechęcona. Brzmi to wszystko żałośnie, prawda?
Otóż takie momenty w życiu się pojawiają.
Nie zdążyłam jeszcze opracować strategii na nowe natarcie hormonów, przedporodowy kontratak. I tak dostałam kilka ciążowych sierpowych, potknęłam się i nawet nie chciało mi się już wstawać. I gdzie się podziała ta pozytywna Angelina? Gdzie jej energia? Ktoś przez moment wyssał ze mnie całe szczęście i nawet kopniaki dzidzi nie poprawiały mi nastroju, coś jest nie tak.
Popłakałam sobie w poduszkę, pod prysznicem, Marcin wrócił z pracy i zrobił mi dobrą kolację. Razem śmialiśmy się z zawstydzających scen z pierwszej części American Pie i zasnęłam.
Czy ciąża jest osłana różami?
To z pewnością ten etap w życiu, który się zapamięta. Się je, się więcej śpi, się wypoczywa bo się tego potrzebuje. Ale się też płacze. Się też boi. Się też nie chce. Się nikogo nie lubi i za wszystkimi tęskni. Tęskni się za sobą z przeszłości i cieszy się sobą z przyszłości. Się pięknieje, włosy są mocniejsze, cycki o wiele większe. Się nie chce patrzeć w lustro, nie zawsze chce się pomalować. Ciężej się chodzi. Wszyscy Ci ustępują. Ludzie się do Ciebie uśmiechają. Pytają który tydzień, jak się czujesz. Czujesz się dobrze, czujesz się gorzej, czujesz się słabo, czujesz się niesamowicie.
Jednak gdy tak o tym wszystkim pomyślę, naprawdę nie żałuję. Lubię wyzwania, a przede mną jedno z największych – dzieckomageddon. Jak to przetrwam, samej sobie obiecuję medal. Oskar już czeka.
***
Zapomniałabym, ciulowa szkocka pogoda. Szaro, buro, a na chodnikach rozpływająca się w kałuży kupa. Końcówka zimy nie jest łatwa i wszyscy czekamy z utęsknieniem na wszelkie oznaki wiosny. Ja skrycie wierzę, że wraz z jej nadejściem, wraz z narodzinami gościa z moich wewnętrznych podziemi, wszystko się rozjaśni i wyjdzie słońce. A odpowiedź na wszystkie nurtujące pytania, strachy, wątpliwości znajdę we wpatrzonych we mnie oczach dziecka.
Dobrej nocy, Angelina