trudne chwile jak przetrwać

czym są trudne chwile?

Wkurza mnie wyrażenie trudne chwile

Wkurza niesamowicie

Mam wrażenie, że wszyscy zgodnie, jak jeden mąż i jedna żona pod tymi trudnymi chwilami chowamy całą masę emocji. Często są one tak silne, tak wyżerające, że boimy się je nazwać. Czy to jest próba wyparcia? Zatuszowania? Czy później wszyscy błądzimy tak po omacku, po tych trudnych chwilach, zastanawiając się, czy ja jestem pojebana. Skończona. Czy to mój koniec.

I odpalamy sobie telefon, scrollujemy w ciszy, zawieszamy oko nad pięknym obrazkiem. Tak tylko na chwilę, co by to pobyć w innym świecie niż moja głowa. Chyba ta najpojebańsza ze wszystkich głów.

Trudne, czyli pojebane chwile

Tutaj nikt mi nie obetnie zasięgów za przekleństwo, które moim zdaniem jest użyte należycie, ale muszę to z siebie wyrzucić. Tak strasznie mnie irytuje określenie trudne chwile, którego sama używam! Sama mówię: „mam gorszy czas”, czytaj: prawdopodobnie nie chce mi się żyć, kwestionuję sens wszystkiego co robię.

Nie wiem czy jestem dobrą mamą. Czy rzeczywiście uda mi się być tym fotografem? Dlaczego ona mnie tak potraktowała. Czy jemu naprawdę na mnie zależy? Nie wiem czy dam radę. Nie wiem czy się cieszę życiem.

Cieszę.
Ale czy wystarczająco?
Daję radę.
Chociaż?
Dlaczego ona to robi?
Przecież wiedziała.
Skrzywdziła mnie.

i to taka walka

Takie właśnie trudne chwile

Rachunek sumienia swojego jestestwa, tego co się ma, co się chciało, co się pragnie i czy warto. Zwracanie uwagę na to, kto nas otacza i jaki ma na nas wpływ. Jakaś dziwna przypominajka, z dupy taka, że ktoś nas skrzywdził (ależ tego nie cierpię, a nie cierpię, bo boli). Nie lubię tkwić w tym stanie, bo im dłużej tam siedzę, tym mam wrażenie że bardziej się zapadam. Nie zawsze miałam siłę by się z tego wybronić, więc zapisałam się na terapię. Sporo musiałam się nauczyć, aby ogarnąć że mam swoją wartość oraz rozkminić, co na tą wartość wpływa.

Dobra, jest coś co w wyrażeniu trudne chwile mi się podoba.

Chwile (to wciąż chwile)

Wprawdzie nie jest to jasno określone w czasie, może być to dzień, dwa, kilka (jeżeli trwają dłużej to koniecznie trzeba to zgłosić do lekarza i reagować!), czasami jest to ten jeden wieczór, gdy nie można zasnąć, ale wiem że to przeminie. Wiem że nie jestem taka codziennie. Daję sobie na nie prawo, na smutek, na to cierpienie. One też mi coś mówią, te uczucia, emocje. Mówią o tym co mnie boli, co być może warto wyjaśnić, warto powiedzieć, może warto unikać pewnych sytuacji, wyciągnąć jakąś naukę. Może warto coś zmienić. Ułożyć nowy plan, działanie, strategię.

Odbijam się wtedy od tego dna. Czuję to odbicie. Czuję, że może nie jakoś szalenie mocno i spektakularnie, ale jednak delikatnie się wznoszę. Wypływam stamtąd.

Baj baj, trudne chwile.
pewnie się jeszcze zobaczymy,
i choć bolicie okrutnie,
to zrozumienie Was mnie koi,
wiem wtedy, że pojawiacie się po coś.

Dodaj komentarz