Bo pewnie zwątpimy i to nie raz. A bo szaro za oknem, a bo coś ciąży na głowie. Przynajmniej mi czasem się zdarzy zwątpić. Mimo że jestem optymistką, mimo że staram się wierzyć i dążyć do tego, aby było dobrze. Te wątpliwości czasem są.
Jest chwilę po ósmej, chociaż jest to mój dzień wolny i zdążyłam zjeść już płatki z mlekiem. Można powiedzieć że moje śniadanie codzienne. Usiadłam do komputera i tak scrolluję. Obserwuję jedną z grup na facebooku odnośnie prowadzenia bloga, własnego biznesu i innych pierdółek związanych z internetami. Zanim zaczął mi rosnąć brzuch, a coś w nim kopać to raz z prawej raz z lewej, robiąc z moich wnętrzności tor przeszkód, nie interesowałam się sferą blogową. Gdzieś tam czasem znalazłam jakiś przepis, fajne ćwiczenia, bywało że szukałam inspiracji, lecz zdecydowanie się nie zagłębiałam.
Teraz nabieram szacunku do wszystkich babek (i Panów oczywiście też). Że postawiły stronę, że dzielnie się udzielają, że przykładają uwagę do dodawanych zdjęć. Że sobie pomagają na takiej grupie, że się motywują, że idą do przodu. Wiele z nich to kobiety po 30stce, z dziećmi, z pasją i pracą czy też własnym biznesem. Brzmi jak idylla prawda? No właśnie.
Przypomina mi się moja wizyta na jednych z pierwszych zajęć fitnessowych. Nie pamiętam czy było to ABT, TBT czy Power Pump, aczkolwiek bardzo męczący. Ćwiczenia siłowe, cardio, obok mata, hantla, stepy, a w moim zestawie mała buteleczka wody i ręczniczek. Na sali 5 kobiet (w tym ja) i prowadzący. Stoimy na przeciwko luster i wykonujemy ćwiczenia. Widzę siebie – waga w normie, ciało nienajgorsze, rozmiar M przy wzrośnie 165, ale bez względnych rewelacji i zarysowanego absa. Do Chodakowskiej mi brakuje. Widzę babeczki – w wieku około 28, 30 parę, a i nawet blisko 40. Szczupłe, wysportowane i widać pełne wigoru. Przy ich macie ciężarki z większym obciążeniem niż moje. „Przecież jestem dość aktywna” pomyślałam, przecież zdarzy mi się pobiegać i sporo jeżdżę na rolkach. Chciałam ćwiczyć z podobnymi ciężarkami co one – musiałam odpuścić, na ten moment. Nie do końca wyrabiałam, tyle co one. Moja twarz nabrała buraczanego koloru, a pot myślałam że zamieni się w potop. One też się męczyły, ale szło im zdecydowanie lepiej. Ba! Potem poszły jeszcze ćwiczyć na salę samopas, kiedy ja już marzyłam by zmyć z siebie całe zmęczenie.
Mogłam przestać chodzić, pomyśleć że się nie nadaję i że się ośmieszam. Zamiast tego poszłam na następne zajęcia. I kolejne. Dorzucałam więcej ciężarów i więcej km na bieżni. I gdy zobaczyłam że mogę już więcej a twarz, choć nadal czerwona, to nie przypominała przynajmniej stanu przedzawałowego.
Dlatego gdy czasem mi się zwątpi, gdy tak siedzę i patrzę na te wszystkie piękne strony, zdjęcia i gdy boję się że nie będę umiała dziecku założyć bluzeczki (dzieci są takie delikatne) to oczywiście że trochę złapie mnie smuteczek. Trochę nostalgia i trochę zazdrość, gdy widzę te wspaniałe kobiety.
I potem przypominam sobie sytuację którą opisałam powyżej. Pewnie początkowo ciężko będzie mi to wszystko udźwignąć, a ja nie będę prezentowała się najciekawiej. Może nawet zapłaczę nie raz, ale dojdę do etapu, w którym będę czuć dumę.
I szanuję wszystkich tych, którzy walczą, którzy działają i którzy się nie poddają. Jest w tym coś pięknego.
Jak ktoś z Was ma w zanadrzu jakąś motywującą sytuację życiową, chętnie poczytam, chętnie odwiedzę Waszego bloga.
A.
no jacha, alleluja i do przodu
Życzę Ci dużo dobrego i powodzenia, bo widać, że fajna i mądra z Ciebie dziewczyna. 🙂 I powiem Ci coś, co słyszałam wiele razy od mojej babci- nieważne, ile masz lat, gdy urodzisz dziecko, ale za każdym razem tak samo musisz nauczyć się bycia matką. 🙂