sponsoring niemoralna propozycja

Kobieta wystawiona na sprzedaż

Sponsoring na delikatnej skórze i wrażliwej duszy. Dzisiaj opowiem Wam o najbardziej zdemoralizowanej rozmowie o pracę, jaką przeszłam.

(…)

 

Zaczynam pisać tekst. Dosyć dłuższą chwilę dumam nad wklepaniem pierwszych słów. Bo to taka dziwna historia myślę sobie. Bo na mojego bloga wchodzą znajomi, znajomi znajomych i ich rodzice dokładam do tej myśli.

Ale może też trafi nastolatka, która być może powinna przeczytać ten tekst. Nie wiem sama.

Dedykuję go młodym ludziom, wkraczającym do dorosłego życia.


Spis treści

  1. Wprowadzenie – ja studentka

  2. Mężczyzna, napiwek i propozycja

  3. Zdemoralizowana rozmowa o pracę

  4. Kobieta wystawiona na sprzedaż

  5. *** podsumowanie


 

niemoralna propozycja

1. Wprowadzenie – ja studentka

To ja, studentka, lat 21. Na koncie świeżo upieczony licencjat na Uniwersytecie Gdańskim i decyzja co dalej. Głodna wrażeń i lubiąca spontan stwierdziłam, że nieco zmienię stery – z Trójmiasta przerzucę się na Poznań. Podanie na UEP złożone.

Może tam odnajdę siebie.

Zanim jednak to nastąpiło, musiałam nieco podrasować swoje fundusze. Otóż, może niektórych to zdziwi, ale u mnie z pieniędzmi było bardzo (bardzo) krucho, co sprytnie latami ukrywałam. Byłam w tym naprawdę świetna.
Byłam też dobra w czymś innym – lubiłam ludzi. Lubiłam, lubię, interesowali mnie ludzie z różnych grup społecznych, z łatwością nawiązywałam z nimi kontakt, lubiłam rozmawiać, wspierać, dodawać otuchy, pchać do przodu. Żeby się nie poddawali, żeby wierzyli w życie tak jak ja wierzę.

Co może wydać się nieco dziwne, zważywszy na fakt że jestem totalnym zaprzeczeniem mojej mamy. Najbardziej nieufnej osoby pod słońcem, przez co dosyć aspołecznej, doszukującej się w ludziach drugiego dna.

Chyba nie chciałam taka być. Dlatego ślepo ufałam wszystkim. Utworzyłam sobie bańkę mydlaną, w której ludzie są dla siebie dobrzy. Ja jestem dobra – to i oni są dobrzy.

Rzecz jasna, w końcu musiałam dostać po dupie za zbyt radykalną naiwność.

kobieta wystawiona na sprzedaż

2. Mężczyzna, napiwek i propozycja

Jest lipiec 2015. Biegam między stolikami zbierając kolejno zamówienia i puste talerze po poprzednich gościach. Witam wszystkich i żegnam z uśmiechem, mimo potwornej tabaki, długim czasie oczekiwania na jedzenie przy 30 stopniach Celsjusza. Lato tego roku było naprawdę piękne.

Fala minęła, jest chwila by odetchnąć. Do stolika prosi mnie mężczyzna, jest koło 40stki. Schludnie ubrany, chyba jakiś biznesmen. Zamawia espresso i chwali moją pracę. Mówi że mnie obserwował. Lekko zawstydzona dziękuję mu za te miłe słowa. Fajnie, że jest ktoś, kto dostrzega ile energii wkłada „ta zwykła kelnerka” w swoją pracę. Zostawia mi całkiem spory napiwek.

Mężczyzna przychodzi innego dnia, po raz kolejny. Okazuje się, że jest znajomym szefa. Rozmawiają o czymś między sobą, może o biznesach? Może mają swoją spółkę? Nie wiem, nie obchodzi mnie to jakoś specjalnie, byłam skupiona na tym, czy wszyscy wszystko mają, czy zamówienia są zgodne.

Szef woła mnie do ich stolika. Mężczyzna okazuje się jakimś tam dyrektorem od czegoś (naprawdę nie pamiętam) w jednym z top hoteli w Sopocie i pyta, czy chciałabym przyjechać na event w sierpniu. W tamtym momencie naprawdę się ucieszyłam. To oznaczało extra kasę, extra doświadczenie i fakt, że rzeczywiście robię coś dobrze. Że widać moje starania, że jestem dobra. Szef zastrzega, że zgodzi się tylko na ten jeden weekend, bo jestem tu potrzebna.
Szczegóły dogadamy później, usłyszałam i pobiegłam do koleżanek powiedzieć co właśnie zaszło (pracowałam w mega fajnym gronie, między innymi z moją najlepszą przyjaciółką). Pogratulowały mi, jednak w ich oczach nie widziałam takiego entuzjazmu. Moja przyjaciółka należy bowiem do osób twardo stąpających po ziemi, a już z pewnością nie jest tak ufna jak ja.

 

3. Zdemoralizowana rozmowa o pracę

Mężczyzna przyjeżdża w sierpniu. Tym razem siadamy w najbardziej oddalonym stoliku. Ja, On i mój szef. Dodam, że szef jest dosyć wyluzowanym gościem, pracowało się u niego dobrze, bez spiny. Był trochę pazerny na kasę, trochę zaniedbał swoją restaurację, ale płacił uczciwie i potrafił zmotywować.

Ja, choć świeżak, chciałam podejść do tego profesjonalnie. Miałam przygotowany cały szereg pytań o moje obowiązki, o to jak to będzie wyglądać, jaki jest plan i tak dalej. Mówiąc prościej – nie chciałam wypaść źle.

Rozmowa jednak była dziwna.

Mężczyzna, nazwijmy go, Pan Paweł, w pierwszej kolejności chciał abym mówiła mu po imieniu i zaproponował mi pracę na stałe. Miałam zostać managerką.

– Ale że jak? Tak od razu? – pytałam zdziwiona. – Poza tym ja od września wyprowadzam się do Poznania, jadę tam na studia.
– Ale po co do Poznania, tutaj będziesz miała świetną pracę i mega zarobki.
– Nie no, już złożyłam podanie, zdałam egzaminy wstępne i nastawiłam się psychicznie – tłumaczyłam. – Mogę przyjechać na ten event, o którym była mowa, dziękuję za propozycję, ale na dalszą pracę nie będę mogła się zdecydować. Mam już swoje plany.

Próbuję brzmieć dosyć stanowczo, jednak jakaś część mnie wyczuwa szansę. Wszak w Poznaniu czeka mnie cały szereg wyzwań – od znalezienia pracy po zaklimatyzowanie się.
Pan Paweł grzebie coś w telefonie, by po chwili pokazać mi czerwonego mini coopera za ileś tam tysięcy.

– Tutaj miałabyś swoje służbowe auto – i macha mi przed nosem zdjęciami.
– Niestety nie mam prawa jazdy. (i nie zamierzałam mieć, na tamten moment)
– Nie masz? Eeee, to nie problem! Zdałabyś Angela – zwraca się do mnie jak do koleżanki.
– No wie Pan, nie jestem przekonana.
– Paweł – poprawia mnie.
– Paweł… – odpowiadam speszona.
– Ale co Ci po tym Poznaniu, tutaj masz uczelnię, miałabyś od razu pracę. Nie ma co sobie komplikować życia. Tam pewnie jeszcze nie masz pracy, dobrze płatnej – dodaje.
– Okej, a ile wynoszą zarobki? – pytam z ciekawości.
– Na początek 5 tysięcy na rękę, z czasem stawka ta by wzrosła – mówi to od tak.

Aha?
 5 tysięcy?! Myślę do siebie. Taka kupa kasy? Wiecie, w tamtym momencie, dla młodej dziewczyny, która dopiero zaczyna swoją karierę, która skrupulatnie odlicza ile potrzebuje pieniędzy by miesięcznie utrzymać swoje cztery litery. Opłacić wynajęty pokój, bilet miesięczny na komunikację miejską, telefon, internet i inne takie, mniej lub bardziej potrzebne do życia środki, jak jedzenie czy cebula, gdy przyjdzie zachorować (budżet miesięczny nie obejmuje leków) to kwota 5 tysięcy jest grubo ponad kreską.  Starczyłoby nawet na waciki dobrej jakości.

– 5 tysięcy? To całkiem sporo – mówię z niedowierzaniem. – Nie wiem jednak czy posiadam takie kompetencje by zostać od razu managerką – ciągnę dalej. – Ile trzeba znać języków? Ja znam jedynie angielski i w liceum liznęłam dosłownie trochę francuskiego – próbuję sprowadzić tę całą rozmowę na ziemię.
– Jesteś ładna, zgrabna, w tej branży bardziej od znajomości języków liczy się twarz. Wszystkiego byś się nauczyła.
– Hm, hm… Nie wiem sama. Musiałabym wynająć pokój w Trójmieście – mówię jakby do siebie, na co Pan Paweł prędko odpowiada.
– Ale po co wynajmować, mogłabyś zamieszkać ze mną.
– Co?
– Mam ponad 100 metrowy apartament, mieszkam sam, szkoda by się marnował.
Nie ogarniam. Co?
– Mnie i tak większość czasu nie ma, wracam wieczorami.
– Wolałabym sama wynająć – odpowiadam chcąc się bronić, czując jednocześnie narastającą sieczkę w mojej głowie.
– Ale po co masz wynajmować. Zamieszkasz u mnie – oznajmił.
Spoglądam na mojego szefa. Spoglądam na tego faceta. Co tu się odpierdziela. Rośnie we mnie jakaś irytacja.
– Wolę wynajmować sama. Auto też kupię sobie sama – odpowiadam nerwowo, kątem oka spoglądając na moją przyjaciółkę, która bacznie nam się przygląda zza baru. Z pewnością dostrzegła już moją spiętą postawę. Poniekąd zaczynam się z nim sprzeczać.
– No proszę, jaka Zosia Samosia – mówi z przękąsem Pan Paweł.
Szef się śmieje. Nie wiem co go tutaj bawi. Może fakt, że jedno swoje a drugie swoje. Jedno dąży do rozmowy o pracę, a drugie…
– Słuchaj, jesteś ładną dziewczyną – mierzy mnie wzrokiem – może ewentualnie powiększylibyśmy Ci biust… Długo jeszcze będziesz nosiła aparat?

Dalej nic nie słyszę.

Moją głowę zalewa fala różnych emocji.

Czuję się jak małe bezbronne jagnię rzucone na pożarcie. Naprzeciw mnie siedzi dwóch wieprzy. Ich brzydota w tej całej rozmowie, w tym pięknym i ciepłym dniu, jest jeszcze bardziej karykaturalna. Nie jestem w stanie na nich patrzeć. Błądzę wzrokiem po białym stoliku i czuję bijący ze mnie gorąc. Tu nie chodziło o mnie. Nie jestem wcale taka dobra. Przemawiał do mnie głos odpowiedzialny za poczucie własnej wartości.

 

kobieta wystawiona na sprzedaż

4. Kobieta wystawiona na sprzedaż

Nie potrafiłam zrozumieć postawy mojego szefa, uczestnika pobocznego, który przecież widział. Przecież słyszał. Dlaczego na to pozwalasz, dlaczego nie reagujesz, dlaczego Cię to bawi?

– Najlepiej jakby zaczęła od połowy sierpnia.
– Nie no, musi zostać do końca wakacji.

Licytowali między sobą. Kobietę wystawioną na sprzedaż. Młodą i jak widać – nie znającą jeszcze świata – dziewczynę, łatwy kąsek.
Mam młodą kelnerkę, zbiera na studia, może się skusi. Pokaż jej auto, powiedz ile mogłaby zarabiać, zaproponuj duże mieszkanie. Póki co pracuje u mnie, ale potem rób sobie z nią co chcesz.

 

Piszczało mi w uszach i nie mogłam się w sobie zebrać. Czułam tę okropną gulę w gardle, która nie tyle co uniemożliwia wysławianie się, a istotnie utrudniała mi oddychanie. Drżały mi ręce. Nie wiem, może teraz, gdy jestem ciut starsza, umiałabym dać w pysk, może odpowiedziałabym w sposób bardziej wysublimowany, może w ogóle nie zgodziłabym się na tę rozmowę.

Wtedy jednak totalnie nie spodziewałam się takiego rozwoju spraw.

Nie wiedziałam, jak to jest dostać niemoralną propozycję. Właściwie – w życiu by mi nie przyszło do głowy, że ktoś mi taką złoży. Że może być mną zainteresowany „ktoś starszy”. Ktoś bardziej doświadczony, ktoś mający pieniądze i… pewnego rodzaju pewność siebie. Jakąś taką przewagę, dającą mu, jakby nie patrzeć władzę.

Szłam na tę rozmowę przekonana, że pojawiła się przede mną szansa dorobku, zdobycia doświadczenia. Byłam z siebie zadowolona, że ktoś mnie zauważył, a właściwie – moją pracę (a nie mój tyłek).

Wiedziałam, że „gdzieś takie historie są” tych młodych lasek, które spotykają bogatego gościa, który daje im wszystko co chcą – ładne ciuchy, fajne auto, wakacje marzeń – w zamian za… Nawet nie będę kończyć, bo po prostu budzi to we mnie ogromny niesmak i w jakiś sposób boli jeszcze bardziej.

A to jaka poczułam się w tamtym momencie mała, słaba i oszukana, jest nie do opisania.

Próbowałam coś odpowiedzieć, zebrać w słowa, przypomnieć do czego dążę.

– Ja… nie… ja jestem niezależna i samowystarczalna. Ja chcę to osiągnąć sama.

Coś odpowiedzieli, nie wiem co, żadne słowa już do mnie nie docierały.

– Ja… ja nie jestem zainteresowana.

Wstałam i odeszłam od stolika nadal nie wierząc co się wydarzyło. Podeszłam do baru, do mojej przyjaciółki, która już wiedziała.
– Ja chcę wyjść. Ja chcę wyjść. – czułam że zaraz pęknę.

Moja przyjaciółka bez wahania chwyciła mnie za rękę i powiedziała szefowi że wychodzimy.
– My idziemy – oznajmiła.
– Gdzie idziecie? Na plaże? Idziemy z wami.
– Nie! Idziemy same! – odburknęła. I niemalże wybiegłyśmy.

Szłyśmy po plaży w ciszy. Nie mówiłam nic. Jak na siebie, osobę która mówi naprawdę dużo, przeżywa wszystko 3 razy bardziej, przez dłuższą chwilę nie wydusiłam z siebie ani słówka.

Siedziałyśmy i gapiłyśmy się w morze. W godzinach popołudniowych jest najpiękniejsze, a piasek przyjemnie ciepły.

– Emka, ja naprawdę myślałam że ktoś mnie docenił.
– Angie, ja wiem. Ja wiem.

***

O tej historii nie mówiłam praktycznie nikomu. Czułam się mega zawstydzona. Było mi głupio, że dałam się nabrać. Że siedziałam przy tym stole, że nie chciałam wierzyć w te durne insynuacje, że uwierzyłam że jestem coś warta – albo w drugą stronę – że pozwoliłam komuś z taką łatwością rozdeptać moje poczucie własnej wartości.

 

Dopiero po pewnym czasie zrozumiałam, że wygrałam. Zważywszy na to, w jakiej byłam sytuacji, nie dałam się omotać, nie złamali mnie durnymi obiecankami i wizją łatwiejszego życia. Niewartego swojej ceny.

Wybrałam moją, krętą drogę. 

I już na sam koniec od siebie dodam, że niespełna 3 tygodnie po tej rozmowie poznałam Marcina. Uosobienie dobra. Faceta szarmanckiego, z ogromnym szacunkiem do mnie i do innych kobiet. Faceta, który jest ojcem Naszego syna, a jednocześnie moim partnerem. I z Poznania faktycznie zrezygnowałam, żeby wyjechać za granicę, żeby stamtąd wrócić, żeby namieszać jeszcze w tym swoim życiu. Może i przez chwilę mnie złamali, ale tylko przez chwilę.

Kobieto, nie daj się złamać.

Buziaki,
Angie

 

3 myśli na temat “Kobieta wystawiona na sprzedaż

  1. Słyszałam od znajomej dziewczyny,którą studiuje w Poznaniu,że miała podobną,bardzo dziwną roxmowę.Ze swoim żonatym i dzieciatym szefem,w którego restauracji pracowała.Rzuciła tam pracę i kilka dni przepłakała z żalu,że złości i z bezradności.Widziała Go potem z bardzo młodą dziewczyną…Niektóre dziewczyny nie mają skrupułów,sumienia i tak7e propozycje uznają za szansę.Tylko szansę na co?Na zostanie kurwą?

  2. Domena bogatych biznesmenów. Myślą, że mogą mieć wszystko. I wszystkie. Wystarczy skinąć palcem, zaproponować awansik. Może masz jakąś fajną koleżankę? Może jakieś wakacje z nią i moim znajomym? No weeez, taką fajną weź. Może być les, my popatrzmy. Ahh no i pamiętaj, dałem Ci szansę, bo widzę, że możesz być kimś. (chyba ku**a z kimś).

    Przez brak asertywności było ciężko. Do dzisiaj odtwarzam to w głowie, a minęło już trochę czasu, środowisko też już inne…

Dodaj komentarz