Ten maleńki bucik, z którego już zdążył wyrosnąć i zapach kawy zbożowej, która już zdążyła wystygnąć. O myślach moich się plątających i o macierzyństwie, które się również przyplątało. O tym co kocham jako mama, na dziś. Zapraszam.
Rozgrywka macierzyńska
Wypijam kubek gorącej karmelowej herbaty i mam chwilę dla siebie. Chwilę w której rozmyślam o tym co się zmieniło i co w tych zmianach mi się podoba. Zmianach z punktu widzenia matki – takiej dość świeżo upieczonej.
Świeżo, gdyż już za tydzień stuknie nam rocznica. Minie dokładnie rok odkąd Aleks przyszedł na świat, a ja się stałam jego prawą ręką. I lewą właściwie też. I mózgiem operacyjnym i środkiem lokomocji. Dostawcą pożywienia czy rozrywki. Osobą pielęgnującą i bodyguardem. Nauczycielką i maskotką.
Mamą.
Mamą, której to zdarzy się ponarzekać na to całe macierzyństwo – bo faktycznie, bywa męczące. Absorbujące, irytujące i tak oto do drużyny negatywów można pozapraszać kolejnych uczestników. Zorientowałam się, że ta grupa przestępcza (negatywy macierzyństwa) zaczyna się robić zbyt duża. Wszak to ja jestem tutaj sędzią, jak i sponsorem całej tej rozgrywki. Dlatego w dzisiejszym meczu, w dzisiejszym wpisie umocnimy drużynę przeciwną.
Tą, która przyjaznym okiem patrzy.
Co kocham jako mama
Kocham wspólne poranki
Słyszę jak się przebudza, kołdrę delikatnie rozkopuje i powoli się obraca. Mam jeszcze chwilę by wstać, by się wygramolić z ciepłej uklepanej norki, którą to nie zawsze tak łatwo jest opuścić. Ten taki pierwszy moment, potem już pędzę. Pędzę szybciutko by wstawić wodę na mleko.
I się skradam, skradam… a on już na mnie czeka. Wita mnie uśmiechem, choć w pieluszce ma tak pełno i wydaje z siebie radosny okrzyk, choć brzuszek nawołuje. Zawsze się cieszy że mnie zobaczy, że go usłyszałam, że tu jestem, że idę. Rączki do mnie wystawia obie na znak by go wziąć, że to jest ten czas, że wie że teraz go wezmę.
Przewinę i zaraz nakarmię.
Trochę się powierci, bo przebierać się nie lubi, taki już urok bobasów.
Lubię ten poranek, gdy idziemy się jeszcze pokokosić w łóżku. Gdy powchodzi mi trochę na głowę, pocieszy się na widok zabawki, na smak nowego dnia. Kolejnego dnia w jego życiu, w którym być może znowu coś pozna i czegoś się nauczy.
Lubię ten poranek w którym się nie spieszymy. W którym puszczam wszystkie myśli bokiem i wszystko co „trzeba zrobić” odkładam na potem.
Lubię te nasze poranki. Gdy podjada mi moje śniadanie, bo to jedyny słuszny sposób bym mogła je zjeść. Wygląda przy tym słodko i śmiesznie zarazem.
To jest to co kocham jako mama, te nasze poranki.
Kocham ten słodki bucik
Bucik, który to ledwo mieścił się na jego stópce i teraz się już nie mieści wcale. Bucik, który to wkładałam tak nieudolnie, wkładałam choć na chwilę by zobaczyć.
W tych bucikach malutkich, bucikach które to jako jedna jedyna rzecz kojarząca się z dzidziami niegdyś mi się podobała. Gdy nie chciałam mieć dzieci, ale przy tych małych bucikach – się zatrzymywałam.
Zachwyt.
To poczułam, gdy na tej maleńkiej delikatnej stópce tak ładnie leżał bucik kupiony ode mnie. Najlepszy i najpiękniejszy.
To kocham jako mama.
Kocham tę intrygującą nutkę
Macierzyństwa.
Tego że możesz napatrzeć się na inne dzieci, nasłuchać się opowieści i do książki zajrzeć nie jednej, bestsellerem nawet okrzykniętej – zagadka. Z nią i tak się spotkasz, jej i tak nikt nie rozgryzł i nie rozgryzie przed Tobą. Co to za człowieczek będzie z tego bobasa. Jakie pasje się w nim narodzą, jaki charakter się ukształtuje i czy kolor oczu mu się jeszcze zmieni.
Wielokrotnie siadam i go obserwuje. W tym momencie, kiedy to podpiera się wszystkiego co jest możliwe aby przejść dalej, gdy ręce rozkłada bym go podniosła i świat pokazała, się zastanawiam. Jak to możliwe że Ty zaczniesz mówić i tyle Cię jeszcze czeka.
Przed Tobą dosłownie, całe życie.
Najbardziej intrygujące mnie życie.
i tę przepustkę do dzieciństwa – kocham
Ten upust beztroski, który to z roku na rok był uciszany na poczet dorosłości i zachowania powagi. Dziecko otwiera oczy na piękno ukryte w drobiazgach, na ciekawość zapomnianą w zabieganej codzienności i na wariactwo w obwieszczonej normalności.
piłka meczowa
To jest to co kocham jako mama w macierzyństwie – zarażanie energią, ciekawością i beztroskim szczęściem. Trzeba tylko dać się sobie zachorować.
Matką może nie jestem. Ale nianią tak. I zgadzam się z każdym powyższym słowem ?