To już trzeci post z tego cyklu i powiem Wam, że jest coraz lepiej jeżeli chodzi o samodyscyplinę. Może i ktoś z Was pokusi się o comiesięczne wyzwania? Ja tymczasem podzielę się z Wami moimi misjami na listopad!
Jest godzina 8:15, po mojej lewicy kawa z Maka, po prawicy wiadro z mopem. Otóż aby napisać tego posta zebrałam się chwilę po szóstej, żeby dotrzeć do pracy te 2-3h szybciej i mieć chwilę by coś naskrobać.
Nie było łatwo.
Ale dałam radę. Na klatę udźwignęłam również październik, o którym pisałam w poprzednim poście o tu: w misjach na październik.
Wobec powyższego, zaczniemy od rozrachunku!
-
Zdałam egzamin praktyczny na prawo jazdy!
Jak wiecie był stres, nad którym próbowałam zapanować, ale różnie to wychodziło. Ostatecznie znalazłam kilka patentów, którymi zdecydowałam się z Wami podzielić. Nie wiem o co chodzi z tym egzaminem na prawko, że nerwy są większe niż te przed maturą czy też ważną rozmową kwalifikacyjną. Czy to kasa, czy sroga mina egzaminatora czy też nasza niepewność i delirium w lewej nodze naciskającej sprzęgło. Tak czy siak – jakoś to ogarnęłam i zdałam za pierwszym razem. Jest to dla mnie ogromny sukces – samo zdanie i zdobycie uprawnienia do prowadzenia pojazdu, bo naprawdę NAPRAWDĘ uważałam, że jestem człowiekiem, który nie nadaje się za kółko. Że jestem zbyt roztrzepana, niecierpliwa i w ogóle nie mam do tego smykałki, ale cóż… okazało się, że jak się chce, jak się zepnie poślady, to można zaskoczyć samego siebie. Bardzo mile zaskoczyć.
Post odnośnie stresu przed egzaminem na prawko pod tym linkiem (klik w zdjęcie).
2. Napisałam i opublikowałam w październiku 4 posty!
Nie wliczając tego o planach na dany miesiąc. Ostatnimi czasy miałam problem ze znalezieniem czasu, energii i motywacji by dopiąć post na ostatni guzik (w zakładce wpisy na wordpressie mam ok. 4o szkiców, co stanowi ok. 50% moich opublikowanych postów!).
Napisałam m.in.
- o wspomnianych powyżej trikach à propos stresu przed prawkiem
- o roli pieniądza (funta) w perspektywie życia, powrotu do domu – „WięźniowieFunta”
- o tym, co sprawia że jako kobieta czuję się pięknie i piękna – „Chciałabym tak częściej, ja kobieta”
- oraz Dlaczego warto zacząć od małych marzeń 🙂
Cieszę się, że się trochę rozkręciłam. Mam w zanadrzu całą masę pomysłów, a właściwie przeżyć i emocji z nimi związanych, które pragnę ubrać w słowa. Zwłaszcza, że wiem, że takich treści brakowało mnie, jako młodej mamie, jako kobiecie która gdzieś z czymś się zderzyła, czasem nie umiała sobie poradzić, coś mnie przerosło. Pragnę zamienić pewne „słabości” w „siłę”.
Zresztą, jak ktoś poczytuje mojego bloga, to wie, że pisanie jest dla mnie jednym z najlepszych lekarstw. 🙂 A świadomość, że mogę jednocześnie podnieść kogoś na duchu sprawia, że czuję się… No jest to bardzo miłe uczucie.
3. Spełniłam małe marzenie
O którym rozpisałam się w tym wpisie. Jak widzicie, sporo dokumentowałam ze swojego życia i swoich przeżyć. Zwłaszcza, że wpłynęły na mnie bardzo pozytywnie. Tak jak np. zapisanie się na zajęcia taneczne. A ja głupia myślałam, że jestem za stara!
„Za 20 lat będziesz bardziej rozczarowany rzeczami, których nie zrobiłeś niż tymi, które zrobiłeś źle” ~Mark Twain
Zatem paszoł won z wymówkami i paszoł won z zaniżaniem swojej wartości.
A, i jeszcze coś!
4. Sprzedałam kilka rzeczy!
Haha, ja wiem, że to normalne i codziennie na różnych fejsbukowych grupach pojawia się cała masa rzeczy na sprzedaż. Niestety ja mam taką głupią hm, przypadłość związaną z przywiązywaniem się do rzeczy materialnych! Mam tu na myśli ciuchy, zwłaszcza te po Aleksie.
Mimo to staram się nauczyć, że nie ma co chomikować i trzymać dla zasady: „kiedyś się przyda” bądź „mam sentyment” – idealna pożywka dla moli. 😛
Taka oto sprzedałam 2 pary butów i jeden strój! Mamy mały sukcesik.
A teraz… bo wiecie, miałam jakiegoś jesiennego powera pomimo angin (tak, angin -non stop mam anginę!!!), żyje się dalej i przed nami listopad. I kolejne misje.
Misje na listopad
Przetrwać. (hehe) A tak na poważnie to czeka mnie całkiem sporo pracy. Nawet się cieszę, bo lubię być włączona! Choć czasem, gdy za dużo biegam, to łapię życiową zadyszkę i kręci mi się w głowie. Nie do końca wiem, gdzie trzeba było skręcić, ale… Cóż. To też jakaś misja – zapanować nad tym.
1. Work hard
„Plany to tylko dobre chęci, chyba że natychmiast przekształcają się w ciężką pracę” ~Peter Drucker
No mądrze napisał to Pan Peter, geniusz jeżeli chodzi o zarządzanie. Szkoda że do swoich bestsellerowych książek nie dołączył kopa w dupę, ale uznajmy że ukrył to między słowami.
Nazwałam ten punkt work hard gdyż wydaje mi się mniej inwazyjny niż wyrażenie „ciężka praca”, które od razu kojarzy mi się z wykopaliskami, przenoszeniem gruzu i kilkugodzinnym prasowaniem. Ale tak to czasem wygląda, że trzeba się nanosić, napocić, naprasować – by osiągnąć efekt, by coś mieć, by być kimś. Np. królem żelazka. (ok odczepię się już od tego prasowania, ale prawdą jest, że w momencie jak siedzę w kawiarni i piszę tego posta to rośnie mi górka na krześle).
Zatem listopad będzie dla mnie misją, jeżeli chodzi o pracę, o zbieranie funduszy na swój mini cel, o łączenie macierzyństwa z pracą, z domem i z życiem.
Tu się zwracam do matek: kto, jak nie matki, ma nadprzyrodzony dar do rozporządzania czasem i korzystania z 15 minut by zawładnąć całym światem? pytanie retoryczne
2. Ogarnąć swoje migdały – iść do laryngologa!
… To nie jest normalne. Jeżeli ktoś gdzieś obserwuje moje instastory (na którym z reguły się wygłupiam)(zapraszam instagram.com/whysomom) to w ciągu ostatnich tygodni mogliście naliczyć 4 anginy. Tej jesieni jestem prawdziwą rekordzistką! Teraz też siedzę z bolącym gardłem, w moich kieszeniach pochowane tabletki do ssania, a w bidonie do wody noszę syrop z cebuli.
Także cóż, czas wziąć wdech (ok, pierw go nieco odświeżyć po dawce cebulowego roztworu) i pokazać migdały specjaliście, który prawdopodobnie mi je wytnie w piździec.
Ja oczywiście, jak na dorosłego, dojrzałego powiedzmy nawet, człowieka – przyjmę z dumą skierowanie do szpitala. Po czym zesram się w gacie, a na widok wenflonu rozważę ucieczkę do innego kraju. Pozwolę sobie wydziarać mapę, niemalże jak prizon brejku i będę miała materiał na książce. Przygód kilka dorosłego świrka. (…)
Wspominałam już że boję się igieł, lekarzy, szpitali i wszystkiego, co związane ze sterylnym zapachem i zielonkawym kolorem ścian?
3. Pisać, pisać i jeszcze raz, pisać!
To będzie prawdopodobnie moja comiesięczna misja. Pisać dużo, bo ewidentnie ma to dobry wpływ na moje samopoczucie, a to jest właśnie kluczem do bycia fajną kobietą. Dobre samopoczucie.
Pisarskie cele na listopad:
– 4 posty na blogu
– 1 rozdział książki
Jak to mi wyjdzie, to w następnym miesiącu coś dorzucę. Mam tendencję do nawrzucania sobie punktów do checklisty a potem chodzę z grymasem na twarzy. Dlatego ważna zasada – pamiętaj, żeś tylko człowiek.
Orajt, spięcie pośladów – czas start.
Witaj listopadzie!
A jak tam Wasze plany na listopad?