Aleks jest na świecie ponad pół roku, a ja od tego czasu kilka razy rąbnęłam się w ścianę. I o beton. Głową i oczywiście małym palcem u stopy (jego w takich momentach nie może zabraknąć). Potem wstałam, otrzepałam się i znowu. Bywało lekko, bywało pięknie, a i czasem przeklinałam wszystko co się da. Z życiem na czele.
Czasami przemawiała przeze mnie zawiść
Choć zawistną osobą nie jestem. Choć potrafię i lubię cieszyć się ze szczęścia innych, radzić, gratulować – tak w kwestii macierzyńskiej wypadało to różnie. Przyznam to szczerze (może dzięki temu się wyleczę), że może nie zdarzało się to za często, ale jednak… Porównywałam się z innymi matkami. Co mają, jak wyglądają i jakimi mebelkami otaczają się ich pociechy. Hendmejdy, galoty warte tysiąc złoty i… uśmiech, którego choć uważam się za pozytywną osobę, czasem mi brakowało. Ta ich siła, chęci i zapał. Co one biorą. Poza tym wiecie jak jest, internet to żywa reklama, którą zwłaszcza zionął instagram. A teraz to głównie tam jest całe macierzyńskie skupisko (o czym napiszę w kolejnym poście).
Jako ludzie mamy pewną słabość, ciągle wszystkiego nam mało. I mimo że dziecko jest zdrowe, mimo że ma gdzie spać, co jeść i poświęcamy mu czas, to nadal czujemy się ciągle niewystarczający. A przynajmniej ja tak się czułam.
Musiałam jeszcze kilka razy zdrowo przyfasolić głową w ścianę, by zacząć doceniać to co mam. Okazuje się że jest to zajebiście trudne, zwłaszcza w dobie królującego konsumpcjonizmu.
I na nic czcze gadanie i czytanie wypowiedzi osób trzecich – ciesz się tym co masz, docenisz jak stracisz – ja musiałam skumać to sama, jako człowiek. (no dobra, mam kochającego i cierpliwego faceta, co znacząco ułatwia sprawę)
Czasami pobudzała się kreatywność
A w kreatywności i chęciach jest cała siła. Tu już zawiść odchodziła na dalszy plan (bowiem szkoda na nią czasu). Jak odwrócić uwagę od ząbkowania. Jak tu zainteresować dziecko, czym zabawiać, jak zbudować domową fortecę dla półroczniaka który czai się na wszystkie możliwe kanty i kable. To wyzwanie (no i ta cholerna odpowiedzialność) aby dziecku włos z głowy nie spadł.
Mi to się czasem wydaje, że ja jestem w jakiejś grze. (i to w hardkorowej sytuacji, bo z jednym życiem)
(no i teraz przede mną trudny level – poziom – ząbkowanie)
Raz macierzyństwo na TAK, a raz 3x NIE
To też się zdarzało.
„Ja się nie nadaję”
„Nigdy nie chciałam być matką”
„Ja już tego nie wytrzymam”
„To nie dla mnie”
Siadałam w kącie i płakałam. Bywało nawet że wyłam bardziej niż Bobek czy mój pies rasy Alaskan Malamute. Teraz jak o tym myślę, to nie miałam jakichś specjalnych powodów do płaczu. Dopadała mnie momentami bezsilność, dokuczała samotność i zupełnie inny tryb życia, niż prowadziłam dotychczas. Trochę nie lekko było mi się przyzwyczaić, a właściwie wcale przyzwyczajać się nie chciałam. Szukałam recepty na przetrwanie. (Jestem na dobrym tropie!)
Innym razem się cieszyłam, spędzałam cały dzień na głaskaniu i przytulaniu Młodego. Odpuszczałam wszystko i stawiałam tylko na MAMA I DZIECKO. Zamykałam drzwi za którymi czekało pranie, zmywanie i inne tego typu duperele. Oj poczekają.
Dużo razy się zniechęcałam, jeżeli chodzi o pisanie i jakiekolwiek hobby. Może wybierałam złe miejsce i czas (z tym samorozwojem na macierzyńskim bywa różnie), może powinnam była poczekać aż Aleks się wyszaleje i zaśnie. Chociaż potem o wiele łatwiejsze i przyjemniejsze było po prostu walnięcie się na łóżku przy jakimś dobrym serialu (Gra o tron czy Gotowe na wszystko).
Cierpię na chorobę: „nie lubię jak mi się przerywa” która w zderzeniu z macierzyństwem jest ciężkim orzechem do zgryzienia.
Zrezygnowałam z lekarstwa
Czyli jak wyżej, zrezygnowałam z czegoś, co sprawia mi przyjemność i ulgę jednocześnie – z pisania (no dobra, gdzieś tam skrobnęłam kilka zdań na instagramie, ale co to jest w moim przypadku). Był to spory błąd, trochę mój wewnętrzny upadek. I będę trąbić, do siebie i do kogokolwiek kto to czyta, a np. jest/będzie matką lub po prostu jest człowiekiem (to wystarczy) – nie rezygnuj z tego co lubisz robić. Chociaż trzeba by było postawić solidnego kloca, nie rezygnuj, bo to jedna z większych krzywd jakie można sobie wyrządzić. Ja tak ostatnio sama siebie skrzywdziłam i czułam się, delikatnie mówiąc, średnio. Zatem proś kogoś o pomoc, wynajmij pomoc, szukaj czegoś by dorobić hajs i móc sobie na to pozwolić i za wszelką cenę znajdź odrobinę czasu na to co Ci sprawia przyjemność w połączeniu z satysfkcją!). Chyba że chcesz wyglądać jak ja przez ostatnie tygodnie:
Po prostu łatwo popaść w lawinę rezygnacji, lawinę którą mam zamiar teraz przerwać.
Niestety, gdy człowiek już zacznie się nad sobą użalać to kolejnym krokiem może być to, że zacznie w to wszystko wierzyć.
Że jest się słabym. Że się nie nadaje. Że dupa wołowa nie matka.
A to, jak ja to elokwentnie ujmę, gówno prawda.
Okazuje się że to nasz umysł bywa największym katem. Nie dajmy mu tej satysfakcji. 🙂 Ja mam zamiar się postawić (po ostatnich dniach stagnacji życiowej, chandrze jesiennej leczonej Grą o tron obudziła się we mnie waleczność inspirowana Khalessi, Matką smoków – chociaż jeden plus wyciągnęłam z oglądania).
Co zrobić żeby wstać
Przemyć twarz zimną wodą.
Poszukać inspiracji, wyjść z domu, nie dać się.
Jak już tak wywinęłam orła kilka razy, próbowałam zagłuszyć siebie na każdy możliwy sposób, stanął Marcin i powiedział: „dosyć tego Angelina”. Mówił to prawdopodobnie parenaście razy i ja te parenaście razy ignorowałam zarówno jego jak i samą siebie, aż w końcu usłyszałam. Dopuściłam głos rozsądku, któremu fartem udało się przebić przez mur, który zaczęłam budować.
Z tym że nie zawsze przyjdzie ktoś, kto wybudzi ze snu życiowego. Trzeba czasem:
- Poprosić o pomoc
- Przytulić się
- Przeczytać z parę stron dobrej książki
- Wyłączyć telefon (lub zepsuć, jak w moim przypadku)
- Oddychać, głęboko oddychać
- Potańczyć
Ja czasami próbuję się zatrzymać, w sensie – przestać myśleć o wszystkim i o wszystkich. O sprawach, które jeszcze się nie wydarzyły i prawdopodobnie nigdy się nie wydarzą. Wsłuchuję się w oddech Marcina, gdy śpi. Obserwuje jak Aleks próbuje chwycić za zabawkę i gonię za jego wzrokiem. Poruszam swoimi dłońmi zachwycając się ludzkim ciałem.
Przeżyłem wiele lat i miałem wiele problemów, z których większość z nich nigdy się nie wydarzyła
Mark Twain
Masz rację Mark
Angelina
I wiem że może brzmieć to niedorzecznie, ale próbuję dostrzec piękno w największej prostocie. We wszystkim o czym zapominam na codzień. To moja taka nowa misja. Dużo bardziej doceniać życie.
Oczywiście zdarzy mi się, gdy jestem w kiepskim nastroju wybluzgać wszystkie te swoje pomysły: „a srał pies, jestem wkurzona i mam głęboko w poważaniu całe te oddychanie”, ale… wciąż próbuję znaleźć sposób na Samą siebie.
Znaleźć sposób na siebie w tej dorosłości, macierzyństwie i zagubionej duszyczce na Wyspach Brytyjskich. I jak widzicie – są wzloty i upadki.
Na ten moment byłaby ze mnie kiepska linia lotnicza, ale będziemy się starać o lepsze statystyki!
Trzymajcie kciuki.
PS. Będzie mi miło, jak dacie znać czy Wam się podoba, czy chcecie czytać więcej. Jesteście również moją motywacją.
Buziaki, Angie.
Lubię czytać Twoje wpisy, jest w nich tyle lekkości i szczerości. Czytając Twoje posty człowiek chociaż nie ma wrażenia, że tylko on jeden sobie z czymś nie radzi, a są też inne matki przechodzące cięższy okres. Sama od dłuższego czasu staram się jakoś odnaleźć w tym wszystkim i szukam jakiegoś pomysłu na siebie.
Pisz, pisz, pisz! 🙂 chętnie poczytam
Mimo,że matką nie jestem to uwielbiam czytać Twoje posty! Robisz to bardzo dobrse. Pisz,pisz. Śledzę Cię na bieżąco! ?
Jestem i czytam. Pisz dalej idę po herbatę ☕ ❤
Pisz kobieto pisz, matka nie jestem a czytam jak dobra ksiazke ??