Kartka, długopis i ciut cieplejszy sweter na grzbiet, czyli witamy wrzesień tzw. drugi początek roku. W dzisiejszym wpisie zaprezentuję Wam swoje misje na nadchodzące dni oraz taktyki… do walki z samą sobą. Zapraszam!
Wyznaczanie małych misji
jest całkiem niezłą strategią na samego siebie. Zwłaszcza, jeżeli jest się osobą która lubi planować i napędzają je tzw. dedlajny (konkretny termin na zrobienie czegoś). Wyznaczanie małych misji zaczęłam przed latem. Spisywałam na początku danego miesiąca notatki jak widzę nadchodzące dni, co mnie czeka i co bym chciała w tym czasie zrobić.
Była to trochę metoda prób i błędów. Musiałam nauczyć się trzeźwo patrzeć na swoje możliwości, na sytuacje na które być może nie zawsze mam wpływ oraz na to, że przecież jestem mamą malucha, a bycie mamą jest misją samą w sobie. 😉 Niemniej jednak! Fajnie jest mieć wizje, fajnie jest dać sobie jakieś wyzwanie i przede wszystkim – podjąć próbę pracy nad sobą.
Wcześniej swoje małe misje spisywałam w papierowej wersji, którą ukrywałam w czeluściach dzienniko-pamiętnika. Zdecydowałam się puścić w eter własne mini plany, gdyż… Gdyż w taki sposób nabierają większej mocy, a ja – choć to nie będzie łatwe – czegoś się nauczę.
No dobra, pod tym 'czegoś’ kryje się samodyscyplina. Ciężki orzech do zgryzienia.
Moje małe misje na wrzesień
No właśnie, małe. Wiecie jak jest, gdy zaczynacie spisywać co chcecie, co planujecie i co Wam się marzy. Nagle okazuje się, że doba powinna trwać 72h a Wy rozglądacie się na allegro za motorkiem, który idealnie wkomponuje się w Wasz tyłek. Na którym oczywiście nie siedzicie. Co to, to nie. Na liście przecież nie widnieje opcja zmęczenia się.
Dlatego schodzę na ziemię, robię parę wdechów i przypominam sobie, że jestem człowiekiem. Na tym etapie, jestem człowiekiem, który to chciałby bardzo dużo w jednym czasie (najlepiej dużo i wszystko). Tak, to jest mój problem. I nałogowe przeglądanie Pinteresta, ale to zostawiam na koniec.
Jednak nie o tym. Przejdźmy do rzeczy, tzn. do wrześniowych misji:
1) Teoria na prawo jazdy
(biorę głęboki wdech) Tak, to jest właściwie misja ciut większych gabarytów, zwłaszcza że doszedł do niej nieoczekiwany stres! Pojawił się w momencie, gdy weszłam do WORDu zapisać się na egzamin. Obsrałam się, mówiąc po osiedlowemu. (biorę głęboki wdech nr 2)(jak nie wezmę na wydech to pewnie zaraz pęknę) Pozostaje mi podjąć próbę walki ze stresem, dobrze się nauczyć i powiedzieć sobie jasno i wyraźnie przed lustrem, że świat się nie załamie jeżeli nie zdam. Bo przecież się nie załamie, prawda?
Tak, zdanie teorii jest to moja wrześniowa misja nr 1.
2) Poranny jogging
(prostuję plecy, przekręcam głowę na prawo i lewo nieco rozciągając mięśnie)(dla dobra dyskusji i w imię nauki anatomii nazwijmy je mięśniami)(zatem) W tym miesiącu zawzięłam się, aby wprowadzić nowy nawyk w życie. Nowy nawyk prezentuje się następująco: wstaję, szybko zaliczam łazienkę, wrzucam na siebie dres i idę pobiegać.
W momencie, gdy to piszę mam na koncie 6 dni z rzędu. Najtrudniej było mi podnieść 4 litery z ciepłego wyrka w 2 dniu. Może dlatego, że motywacja zupełnie inaczej wyglądała pierwszego poranka.
Zastawiłam jednak na siebie parę pułapek:
– pułapka 1. budzik w innym pokoju (nic mnie tak nie wkurza jak dźwięk budzika!)
– pułapka 2. pochwalenie się „światu” (nawiązałam do biegania na instastory i chociażby nikogo to nie obchodziło, chciałam zmusić się do tego by być słowną! ps. zadziałało)
– pułapka 3. buty do biegania na wierzchu (najlepiej tak bym się o nie potknęła)(tak, potknęłam się)
Wiem, że te 6 dni z rzędu to nie jest nic wielkiego, a mój organizm z pewnością podejmie próby obalenia moich rządów, po cichu planuję wprowadzić kolejną i chyba najfajniejszą pułapkę.
– pułapka 4. nagroda. Co 10 dni jakiś prezent, medal, oskar, złota płyta, złoty lew za podjęty wysiłek.
„- Cooo?! Tak mnie chcesz wziąć pod włos? Ty materialistko jedna?” – odzywa się buntowniczy głos opozycji mieszczącej się w alei moich 4 liter, której hasło przewodnie brzmi: „nie dla zdrowych nawyków”.
Cóż, nikt nie powiedział że będzie łatwo. Niemniej jednak, misja podjęta #challenge accepted.
3) Jesienna wyprzedaż ciuchów na koniec miesiąca
Spoglądam nieco spod byka zastanawiając się, kto parę akapitów wyżej określił owe misje jako „małe”. Nie wiem też jak mają inne kobiety, czy wy – moje drogie czytelniczki – ale przebieranie ciuchów z podziałem na noszę, sprzedam, oddam jest w moim przypadku niemalże awykonalne. U mnie przeważnie kończy się to na noszę i nie noszę, ale na pewno jeszcze kiedyś założę.
(nie, nie założę)
Z szacunku jednak, do tych ubrań które lubię i które biedne czekają na swoją kolej (poza tym Aleks po prostu z nich wyrósł) planuję zabrać się za sprzedaż, wymianę, rozdanie.
Trzymajcie kciuki, bo naprawdę się przydadzą!
oraz misje pochodne, nazwijmy je podmisjami:
- zebrać siatkę kasztanów
- zmienić fryzurę
- ucieszyć się ze zmiany fryzury (!)
- w przyszłym miesiącu szybciej zabrać się za post z misjami na październik!!!
Pozostaje mi nic innego, jak… wziąć się w garść i działać według planu.
A planowanie i zwłaszcza… bycie konsekwentnym to nie jest prosta sprawa. Choć jestem dosyć zawziętą osobą to mimo wszystko już nie raz poległam, wymiękłam czy zwątpiłam w siebie. Co rusz jednak szukałam/szukam na siebie taktyki. Taktyki na wewnętrzny głos niedowiarka, obiboka i czasami hedonisty. Może spisywanie wszystkiego, wydzielanie małych misji mi pomoże? Przy okazji wykorzystam swoje własne, przytulne miejsce w sieci – swojego bloga?
Zobaczymy! Trzymajcie kciuki. 🙂
PS. Przy planowaniu, określaniu swoich misji pomogły mi dwa blogi, worqshop.pl prowadzony przez Kasię i paniswojegoczasu.pl przez Olę Gościniak. Bardzo dużo się nauczyłam, dzięki tym dwóm kobietom.
A u Was jak tam z misjami? Macie coś na horyzoncie?