Na liczniku 35 tydzień ciąży. Robię się coraz okrąglejsza, momentami melancholijna. No ciekawe, mruczę pod nosem, próbując zapanować nad swoimi myślami. W mojej dłoni bordowy smoczek, który chowam do dziecięcej kosmetyczki, a w sercu… o tym dzisiaj piszę.
Ciekawe jaka będziesz
Obserwuję swój falujący brzuszek. Ruchy są coraz bardziej, nazwałabym to, hardkorowe. Zwłaszcza wieczorem, gdy leżę, widzę jak unosi się raz w jedną, raz w drugą stronę. Masakra. Jest to zarówno fascynujące, jak i dziwne uczucie. Czasami przykładam Marcina dłoń i usilnie ją przytrzymuję, bawi mnie to jego przerażenie na twarzy. „O ja! O JA! ALE SIĘ RUSZA!”
„Angela.. no weź”
Wspólnie doszliśmy do wniosku, że owa persona, która zamieszkuje moje wnętrzności, jest zdecydowanie bardziej ruchliwa od Aleksa. Czy to dobrze? To się wszystko okaże… już niebawem.
Za miesiąc rodzę
Jeszcze nie wiem jak. Cesarka, naturalnie – wszystko jedno – i tak nie mieści mi się to w głowie. Próbuję przepracować ten temat, aczkolwiek jakiś cichy wewnętrzny głos powtarza: „idź na żywioł”.
Wzięłam się natomiast za przygotowanie naszego wynajmowanego mieszkania. Poprzekładałam rzeczy, zwolniłam miejsca w komodzie, a na suszarce wiszą świeżo wyprane ciuchy w rozmiarze 56-62. Wymyłam wózek po Aleksie, domówiłam potrzebne rzeczy i spakowałam już część swojej torby do szpitala.
Bez tego przygotowania odczuwałam lekki stres. Za pierwszym razem, dokładnie w tym samym tygodniu ciąży co jestem teraz, byłam w proszku. Weekend, który miałam poświęcić na ogarnianie dzieciowo-porodowych spraw okazał się dla nas przełomowym czasem – urodziłam miesiąc szybciej, o czym pisałam tu. Właściwie nie mając praktycznie nic daliśmy radę, ale wiecie jak jest – fajnie iść na sprawdzian ze swoim długopisem, kartką czy kalkulatorem.
I w ogóle fajnie jest coś wiedzieć.
Za miesiąc Cię zobaczę
Postawiłam gondolę w salonie. Nałożyłam nowe prześcieradło, pokrowiec, a do środka włożyłam kombinezon zimowy. Nie będę ukrywała faktu, że przybrałam dziwny, nieco wariacki wyraz twarzy. „Zobacz, prototyp dzidzi!” odkrzyknęłam i popłynęłam z wyobraźnią.
Płynę z tą wyobraźnią o 3 w nocy, gdy się budzę, bo mi niewygodnie bądź męczy mnie zgaga.
Płynę z tą wyobraźnią, gdy widzę jak inne kobitki popylają ze swoimi małymi bobkami na spacerze.
Znowu ukradkiem zaglądam im do wózka i obczajam jakie mają dodatki, jak się urządziły.
Staram się nie nastawiać na zbyt wiele. Dopuszczam fakt, że może być ciężko, mogę być przemęczona, może pojawić się frustracja. Żadnych oczekiwań, powtarzam sobie jak mantrę.
Właściwie to jak wstaję w nocy do Aleksa po piciu, czy budzę się tak o, po prostu i nie mogę zasnąć, to jakaś część mnie jest za to wdzięczna. Określam to jako trening.
Za dnia staram się pozostać aktywna. Pomagam Marcinowi w prowadzeniu działalności, chodzę na siłownię, ogarniam mieszkanie. Na policzki nakładam róż, tuszuję rzęsy. Podtrzymuję passę zdyscyplinowanej ciężarnej (chyba trochę ze strachu). Trochę boję się odpoczynku, kiepsko wpływa na moje samopoczucie.
Chcę być gotowa. Rozgrzana. Tak aby nie nabawić się kontuzji.
W końcu za miesiąc Cię zobaczę.
Najważniejsze abyś była zdrowa.
Mama