Ciekawość, rozterki i wyczulenie na każde napięcie. Czy to skurcz czy moja wyobraźnia? Kiedy nastąpi ten dzień? I czy sobie poradzę? Dzisiejszy wpis w postaci kartki z pamiętnika – ostatnich dni przed porodem.
5 dni przed planowaną datą porodu
Jest chwilę po 7 rano, 14.11.2019
Siedzę już z umytymi i wyprostowanymi włosami oraz kreskami namalowanymi na powiekach. Spoglądam na datę raz jeszcze. No ciekawe.
Znajdujemy się w hotelu Number One w Gdańsku. Lubimy go z racji że jest dosyć nowoczesny, niedrogi jak na Trójmiasto, ma dostęp do basenu i sauny oraz darmowy parking. Swoją drogą, często tu parkujemy gdy mamy w planach spacer po gdańskiej starówce (rzut beretem)(moja wewnętrzna cebula jest usatysfakcjonowana brakiem parkometru).
W tym całym życiowym zgiełku potrzebowaliśmy takiej chwili wytchnienia, aby zrelaksować ciało w wodzie, nakarmić je dobrym jedzeniem i oczyścić delikatnie umysł.
Głęboki wdech. To bardzo intensywny czas w naszym życiu – łączenie pracy z rodzicielstwem, remont mieszkania i zbliżający się wielkimi krokami poród. Nowa sytuacja, nowy członek rodziny i przeprowadzka jeszcze przed końcem tego roku. Głęboki wdech raz jeszcze.
– Damy radę – powtarzam sobie jak mantrę.
W razie co to gotowi
Szpital wybrany, niezbędne badania wykonane i plan porodu sporządzony.
Do bagażnika załadowaliśmy szpitalne torby, a ja mam przy sobie niezbędne dokumenty. Można powiedzieć że w razie co to jesteśmy gotowi i… o dziwo spokojni. Nie da się wszystkiego zaplanować, a zwłaszcza jeżeli chodzi o poród, ale mimo wszystko jesteśmy dosyć dobrze przygotowani. Z pewnością lepiej niż poprzednim razem (wpis tutaj), kiedy to cała sytuacja nas mocno zaskoczyła.
W tym wypadku też czekam na ten element zaskoczenia, mianowicie… kiedy to się wydarzy?
Czy to już?
Oj, rozumiem już skąd to stwierdzenie że ostatni miesiąc trwa wieczność. Każdego dnia się zastanawiam czy to będzie dziś… nie no, chyba nie, przecież nic tego nie zapowiada. Po czym wzdrygam się na każde pyrgnięcie i uczucie napięcia w dolnych partiach.
Przechodzę obok lustra przyglądając się kształtowi mojego brzucha – chyba opadł, zastanawiam się. Obracam się to na prawo, to na lewo, delikatnie go głaszczę i przez głowę przechodzi mi myśl – czy Tobie nie jest tam za ciasno?
Znowu wchodzę poczytać co piszą kobiety na forach, do których niedawno dołączyłam. Niby wiem, że nie powinnam przesiadywać w grupach na fejsie, ale to jest silniejsze ode mnie. Zresztą społeczności te cieszą się niezłą popularnością np. listopadowe mamy.
Może zbzikowałam, a może wszystkie powoli bzikujemy w te ostatnie dni przed porodem?
i te noce…
W nocy – kiedy jest cicho, ciemno i wszyscy wokół śpią – tylko moje ciało jest pobudzone. Kwasy żołądkowe wędrują tam gdzie nie trzeba, macica się kurczy, a żebro oberwało właśnie solidnego kopa. Wiercę się.
Próbuję znaleźć wygodną pozycję, ale mój kręgosłup w żadnej z nich nie odczuwa satysfakcji. Pod moją głową ląduje sterta poduszek, a ja robiąc głębokie wdechy obracam się na lewą stronę. Ja pierdylę, bez sensu.
Jakimś cudem się nie złoszczę, nie wiem czemu, myślałam że będę chodziła sfrustrowana myślą, że nie udało mi się wyspać na zapas (a czy w ogóle komuś to wyszło :-)? ). Wręcz przeciwnie – kieruję się do łazienki, nalewam wody do wanny, robię piankę, odpalam świeczkę i muzykę. Tak, relaksuję się nocą – jej ciszą i spokojem.
a gdy nadejdą obawy…
… to wymawiam magiczne słowa: „bądź ze mną”. Bliskość Marcina działa na mnie jak najlepsze lekarstwo. Zdarza mi się, że moje myśli – choć wkładam mnóstwo pracy w pozytywne nastawienie i wiarę w dobro – to jednak powędrują tam gdzie nie trzeba. Do krainy zmartwień. Dlatego zanim na dobre zboczę z drogi i pogubię się w tym gąszczu ciemnych, złośliwych dla mojego ciała i duszy myśli, to proszę Marcina by pomógł mi stamtąd wyjść.
– Zaczynam się denerwować – mój głos nieco się łamie, a do oczu mimowolnie napływa kilka łez – to już zaraz, ja nie wiem…
– Ale czego się boisz? pyta, ciepło na mnie spoglądając.
Trudne pytanie, boję się wielu rzeczy.
– Nie wiem, no, jak ja sobie poradzę i czy w ogóle.
– Poradzisz sobie – mówi z pełnym przekonaniem – przecież będę z Tobą. Zobacz jak ostatnio daliśmy sobie radę, a byliśmy kompletnie sami i nie mieliśmy nic. Łóżeczko składałem po nocy, ty byłaś w kiepskim stanie, Aleks urodził się z 1 punktem i co? Jesteśmy wszyscy razem, szczęśliwi.
– A jak to będzie z dwójką dzieci?
– Będzie śmiesznie – na jego twarzy pojawia się uśmiech. Zarzuca żartem i sprawia, że wracam na dobre tory.
– No to na pewno.
Dobry przyjaciel to prawdziwy lek na zmory.
a gdy odejdą wody…
To nasza historia się zacznie, a na wiele pytań znajdę swoją odpowiedź.
Kto by pomyślał, że jakaś część mnie nie może się doczekać tego, jakby nie patrzeć, zarówno stresującego, jak i ekscytującego momentu.
No ciekawe.
Jak to mawiają w filmach – ciąg dalszy nastąpi.
Buziaki,
Angie