Czasem nie odłożę kluczy na miejsce, zapomni mi się śmieci wyrzucić czy szklanki wody się napić. Czasem też jednak zapominam o dużo ważniejszych sprawach. Szukam czegoś, szukam tak intensywnie mając to w gruncie rzeczy cały czas przy sobie. Dzisiejszy post dedykuję Hilarym XXI wieku, ludziom którym czasem się zapomni.
To ja, osoba młoda. Trochę buszujący w zbożu, doszukujący się pod własną czupryną pomysłu na siebie. To ja, maruda, co to wypruta pod koniec dnia z energii kręci nosem na wszystko. To ja, matka. Bywa że mam wrażenie że jestem najgorsza i naprawdę się do tego nie nadaję.
Ja która czasem przeklnie życie
i ja co to z nutką zazdrości potrafi spojrzeć na cudze.
i je polajkować, rzecz jasna.
Pan Hilary, który zgubił swoje okulary
Hilary XXI wieku
Zapominam gdzie je położyłam, życie swoje. W którym kącie dziś leży i czy aby na pewno jest z nim okej. Gubię pewne fakty.
A faktem jest, że jestem zdrowa. Nie czuję tej adrenaliny, która stopniowo spływa po moim ciele, gdy słyszę werdykt od lekarza. Pisk w uszach i bijący z nich gorąc. Nie robi mi się ciemno przed oczami na myśl, że życie mojego dziecka jest zagrożone, bo nie jest. Życie nasze nie waży się od tego, że nieznajomi ludzie pod wpływem chwilowego uniesienia empatii wyślą smsa przybliżąc nas jednocześnie do możliwości wzięcia kolejnych głębokich oddechów.
My taki oddech możemy wziąć kiedy chcemy. Głęboki, przepełniony spokojem oddech (za każdym razem jak to czytam, a sprawdzam czy byków nie porobiłam w tekście to biorę głęboki oddech – jest to błogie uczucie). Żyję i nic mi nie grozi.
Czczę pamięć tych, którzy walczyli za nasz kraj, za nasze ziemie, za los dzieci. Naszych dzieci. Żyję w bezpiecznym kraju. Nikt mi nie wpadnie z bronią do domu od tak. W budynku obok nie wybuchnie bomba, a ja nie muszę ukrywać tego co najcenniejsze.
Jestem głodna, więc idę do sklepu. Dziecko jest głodne, więc idę do sklepu. Problem polega na tym, że nie wiadomo co wybrać, a nie że nie ma w czym wybierać.
Stoję przed szafą i mam się w co ubrać, choć w ustach kobiety brzmi to abstrakcyjnie. Wychodzę z domu o własnych siłach, czując pod stopami chrzęst śniegu – naprawdę lubię i przede wszystkim słyszę ten dźwięk. Poślizguję się i upadam na tyłek, klasycznie, bo to ja. Kończę tylko z niezagrażającemu mojemu życiu siniakiem. Do wesela się zagoi, mówią.
I idę, choć czasem sama nie wiem gdzie.
I biegnę, bo autobus mi ucieka.
Przed siebie, do ramion które zawsze będą na mnie czekać.
Wiecie, piszę ten post bo.
Jest właściwie kilka powodów, dla których go napisałam. Przede wszystkim chcę dotrzeć do samej siebie. Tej dziewczyny, której to wciąż jest mało. Wciąż czegoś nie dostrzega, a ma tego pod dostatkiem. Zapomina ile ma dobra w życiu skupiając się na… właściwie nie wiem czym.
Może to choroba końca zimy? Pewnie też, ale przyznaję że człowiek to jest czasem palnięty w czerep (nie wiedziałam jak to jaśniej określić). Przycupnie na tym tyłku bawiąc się w sąd ostateczny.
Boi się nie wiadomo czego, stresuje nie wiadomo czym i tworzy problemy które właściwie nie istnieją i większość z nich się w życiu nie wydarzy. Trochę głupie prawda? To ja tego typu przeziębienie czasem złapie i w tym lutym ciekło mi trochę z nosa melancholią. Ale uczę się – wciąż się uczę by pamiętać o tym co mam, o sercu bijącym i sercach co biją dla mnie.
Uczę się by o tym pamiętać i doceniać.
Może i komuś z Was zdarzy się zapomnieć, dlatego przycupnij i tym razem weź po prostu głęboki oddech.
ps. jak tu dotrwaliście i załóżmy – już tak dla dobra dyskusji – że tekst Ci się podobał i jest wart tego, by ktoś inny rzucił na niego okiem – miło mi będzie jak się podzielisz
Kochana, przeczytałam wszystkie Twoje wpisy jednym tchem. I wiesz co? Nie mogę doczekać się kolejnego? pisz dziewczyno, pisz i nie przestawaj. Mogę skromnie powiedzieć, że troszkę jestem do Ciebie podobna. Przynajmniej sytuacje życiową mamy podobną. Też zostałam w UK dla miłości swojego życia, też zaliczyliśmy wpadkę, i też mamy synka, który jest najlepszym co się nam w życiu przytrafiło ?wyjątek jest taki, że ja nadal tu tkwie. Wierzę, że przyjdzie i dla mnie taki dzień, kiedy wrócę do domu -do mojej kochanej Polski ?A Ty swoim blogiem pomagasz mi w to wierzyć. Dziękuję 🙂