Post ten pisałam kilka razy. Zmieniam, usuwam, piszę od nowa, zamykam kartę i otwieram na nowo. To chyba za dużo emocji by zmieścić je w jednym tekście. Nie wiem też czy komuś by się chciało to czytać.
Ale muszę to z siebie wylać. [fb_button]
Jest 22 listopada 2017 godzina 19:20
Przebieram i składam ciuchy. Nie biorę wszystkiego ze sobą, resztę dowiezie Marcin na święta. Patrzę na kilkanaście worków, na nasz skromny dorobek życia który do końca tego roku przemycimy do swojego kraju. Serce mi wali jak szalone, momentami trzęsą mi się ręce. Trochę z ekscytacji, trochę ze stresu, trochę już z sama nie wiem czego. Nadciąga tak bardzo upragniony przeze mnie dzień, dzień powrotu do domu.
Tego samego dnia, godzina 21:00 – rozwala mi się zamek w walizce, kur*a klasyk.
Tego samego dnia, godzina 21:05 – najwyżej zapakuje w coś innego.
Tego samego dnia, godzina 23:17 – puszczam sobie film Listę Schindlera, nic tylko zbić pionę głową o ścianę. Genialny moment by oglądać sceny z obozu koncentracyjnego.
Godzina 1 w nocy, nie mogę spać.
3 w nocy, dalej nie śpie. Mój mózg działa na pełnych obrotach a ciało jest tak spięte, że nie jestem w stanie odlecieć w sen.
Nie wszystkim mówiłam że wracam (nie chciałam zapeszać), że tak oficjalnie – bo wracać to wracam od jakiegoś czasu – sercem. Nigdy dotąd nie tęskniłam za czymś tak bardzo jak za Polską, za swoim małym miasteczkiem, za swoimi bliskimi. Za szumem Bałtyku, za jedzeniem i za kurde, nawet naszym dzikim zachowaniem. W Wielkiej Brytanii od dłuższego czasu się dusiłam, nigdy nie planowałam tam mieszkać ani zostać na stałe. Już przyjeżdżając wiedziałam, że to tylko krótki epizod, że wrócę – jakoś, po paru miesiącach. Przecież mam do czego.
Ale zostałam, bo dzidziuś, bo macierzyński wypracować, bo dojrzale się zachować. Bo niby w UK łatwiej.
Łatwiej to było mi się rozwalić emocjonalnie. Nie będę tego tu teraz opisywała. Takiej tyry na głowie nie miałam nigdy.
W trakcie ciąży byłam bardzo dzielna, skupiona na przygotowaniu się. Bardzo dużo pracowałam nad sobą, nad podejściem do życia, do porodu. Dużo ćwiczyłam, pisałam i pracowałam do samego końca (4 marca nie dotarłam już do pracy, urodził się Aleks).
Po porodzie byłam maksymalnie skupiona na dziecku, na nauce jak go karmić, przewijać, jak trzymać, kąpać. Jak czuwać nad jego życiem.
Marcin wrócił do pracy, jego mama wróciła do Polski. Zostaliśmy z Aleksem praktycznie sami.
Kilka miesięcy.
No Chuj.
Nie wiem jak to inaczej opisać. Nie da się tego załagodzić.
I ja wiem, są zajęcia dla matek. Ja wiem, można ćwiczyć, czytać, rozwijać się i gryźć ściany. Ja wiem, ja próbowałam, ale moje serce, mój umysł zblokował się do tego stopnia, że odechciało mi się. Ta pozytywna dziewczyna ginęła kilkanaście razy w ciągu miesiąca, kilkanaście razy w ciągu tygodnia i kilkanaście razy w ciągu dnia. Konałam.
I nie chodziło o macierzyństwo, macierzyństwo to był (wybaczcie matki) pikuś. Mnie torturowała samotność.
Teraz mam wrócić do żywych, jest 4 w nocy dalej nie śpię, a muszę zaraz wstać. Wstać i uwierzyć że następnego dnia nie zapłaczę.
Jest 23 listopada 2017 godzina 9:13
Pod makijażem ukryta nieprzespana noc, w walizki poupychane rzeczy. Wracam. Wracam do Polski zamykając za sobą pewien epizod życia. Nie jestem w stanie uwierzyć ile się wydarzyło w ciągu tych dwóch lat (bo tylko tyle albo aż tyle tu jestem). Rozglądam się dookoła, wyglądam za okno – widok nie jest najpiękniejszy. Szaro, buro bo w takim klimacie jest Glasgow. Nie umiałam się tu odnaleźć.
Marcin trzyma małego na rękach, nie zobaczą się przez miesiąc – jak dotąd to nasza najdłuższa rozłąka. Nie lubię odległości, chyba nie umiałabym tak funkcjonować. Po części dlatego przyleciałam do Szkocji, był to jeden z moich motywatorów – wiedzieć czy mnie koleszkie kurna lubi bardziej czy jak. Po przygodę i miłość życia.
Teraz jedną z motywacji jestem Ja. Wraca dla mnie, dla siebie, dla Aleksa by swoje pierwsze święta spędził w domu. Wraca po tych 9 latach. Skubany długo tu wytrzymał i też wiele przeszedł. Roboty w fabrykach, zderzenie z inną kulturą, językiem. Przyjechał jak miał 18 lat, sam, na studia. Mieszkając w turbo skromnych warunkach, przełamując kolejno bariery. Zmężniał, niesamowicie zmężniał. Zostawia tu spoko pracę, ale w Polsce ma już plan. Jest najlepszym ojcem i najlepszym przyjacielem.
To nie była dla niego łatwa decyzja.
Ale od dłuższego czasu gryzł się z tą myślą (ja mu tylko trochę pomogłam 😉 ).
Oficjalnie decyzję podjęliśmy na Majorce we wrześniu tego roku, w moje urodziny. Nawet w tym miejscu, w ten dzień płakałam. Nie umiałam być szczęśliwa. Wydając ostatnie pieniądze na plankton (poszliśmy do super restauracji, zjeść super drogie żarcie, kto jeszcze-nie-bogatemu zabroni) stwierdziliśmy: srał to wszystko pies.
Wracamy. Już walić te oszczędności z kosmosu, które przy wychowywaniu dziecka nie są aż tak łatwe do uzbierania. Zwłaszcza jak się potrzebowało wakacji i w końcu cywilizowanej pogody. Coś tam uzbieramy, coś tam ogarniemy, damy radę.
Podjął decyzje powrotu (ja wróciłam już dawno temu, sercem i duszą). Wracamy na święta.
Święta w grudniu 2017. Będzie to nasz jeden z piękniejszych prezentów pod choinkę – brak pośpiechu i stresu. Szczęście zapakowane w prezent z najpiękniejszą kokardą. (wzruszam się jak to piszę)
Ukojenie.
Jest godzina 10:52, wyjeżdżamy.
Auto zapakowane po sam brzeg, bagaże wierzę że mieszczą się w limicie wagowym. Jedziemy. To się dzieje naprawdę. Macham na pożegnanie tej szarej ulicy, zakładowi fryzjerskiemu z właścicielami pochodzenia tureckiego, kebabowi u Ali’ego z załogą pakistańską. Trochę przywrednawą szkotką pracującą w alkoholowym (to nie jest tak że wszyscy są życzliwi, życzliwie mogą Ci powiedzieć spierdalaj), miłymi ludźmi z charity shop’u – tutejszego lumpka – za nim z pewnością zatęsknię.
Nie żebym miała coś do ludzi pochodzenia z Bliskiego Wschodu, ale jeżeli mam tak szczerze-szczerze przyznać to wolę mówić „dzień dobry” w Żabce. Nie ufam po prostu ciapakom (o teraz matkie dostanie po dupie za to określenie, ale osobiście nie używam go w kontekście obraźliwym), nie jestem w stanie zaufać ich kulturze, wierze – tak samo oni nam. Niestety.
Z nimi jest jak z taką koleżanką którą się ma, powie cześć, co tam, ale w głębi duszy żadna ze stron się nie lubi. Tzw. dobra mina do złej gry.
W każdym razie – początkowo gdy tu przyjeżdżałam, byłam zachwycona tym jak wielka jest tu tolerancja. Że istnieje takie miasto, gdzie autobus prowadzi gościu z turbanem na głowie, za mną w autobusie siedzą 3 ciemnoskóre Panie, 2 Chinki i 5 Szkotów. Ja pracowałam z Hiszpanką, Czeszką, Francuzką, Irlandczykiem, Szkotem, a szef pochodził z Kosowa. U Marcina w pracy zasuwają ludzie z Sudanu, co to miesiąc na Łodzi spędzili (true story), tutejsze agencje zyskują na ich zatrudnianiu. No miazga powiem Wam.
Jednak my Polacy, a przynajmniej jakaś część z nas, posiada silne zakorzenienie. Ogromny szacunek do historii, zamiłowanie do pięknych terenów, pielęgnujemy tradycję. Dlatego ciągnie, ciągnie do domu. Mnie przyciągnęło.
Godzina 13.55 Wsiadam w samolot.
Oficjalnie wracam.
W kolejnych postach opiszę trudności związane z powrotem z emigracji, o różnych stanach emocjonalnych oraz o tym, jak się czuję po powrocie. Będzie mi miło jak zostaniecie i zostawicie po sobie jakiś ślad.
Mimo tak długi ten post a mi jeszcze brakuje czytała bym i czytała .
Powodzenia w Polsce .
Na pewno to była najlepsza decyzja w waszym w życiu !
Co w domu to w domu 😉 .
Teraz po czasie mogę odpowiedzieć – jedna z najlepszych decyzji w naszym życiu!
To może w końcu się zobaczymy!
Zazdroszcze. Jestem w UK 7 lat chyba (już straciłam rachubę ile to lat) miałam wracać po miesiącu, bo myślałam że tu wpadnę w depresję, ale pojawił się Pan mąż na drodze, anglik, no i zostałam. Z jednej strony najlepsza decyzja życia. Wzięliśmy ślub, mamy szkraba, ale jakaś część tęskni za domem. Powodzenia w ojczyźnie. Pozdrów Bałtyk i góry ? hihi czekam na ciąg dalszy.
Jejku, gratuluje! Znalazłaś swój lek na depresję – ja niestety tam nie byłam w stanie się wyleczyć. Bałtyk i mój dom mnie uzdrowił! Pozdrawiam i życze wszystkiego dobrego. 🙂
Też zostawiam ślad, bo liczę na to samo, co Karola! Oczywiście, jak ogarniesz się na miejscu i w ogóle. Tak wiesz. Między jednym dniem nie do zniesienia z tęsknoty za Marcinem a drugim żebyś oderwała myśli.
Pozdrawiam oczywiście i w ogóle ściskam Ciebie i Aleksa
Podziwiam odwage. Ja sie juz w szkocji zakotwiczylam po 2,5 roku. Gdzies sie tęskni za domem w Polsce, ale jednak nie spieszno mi do powrotu. Czekam na ciag dalszy kestem ciekawa jak to jest po emigracji wrocic wkoncu do siebie.
Czytam i plake 🙂
A tak serio to mówiłem juz milion razy a to milion pierwszy – ten blog jest mega fajny tak jak i Wasza trojka i fajnie będzie miec Was bliżej.
Decyzja o powrocie z uk jest najlepszym co mozecie zrobić. Sprawdzone info, powodzonka
Powylam się kochana ? jakoś tak to ujelas mega prawdziwie dobra decyzja życie mamy tylko jedno i trzeba je przeżyć jak najlepiej się umie ???? p.s tez wróciłam z UK i nie żałuję tej decyzji tak.miał być bo tu poznałam męża a dziś mamy fantastycznego synka ? zrozumie tylko ten kto musiał się borykac z taką decyzją
Powodzenia i czekam na ciąg dalszy ✊✊✊?
Pięknie powiedziane… Ja również wracam teraz po prawie 9 latach… Oczywiście rózne emocje towarzyszą temu wszystkiemu, ale wierzę, że dobrze robię… że to już ten czas, kiedy trzeba wrócić do domu, do Polski.
Tam dom Twój, gdzie serce Twoje, a moje serce jest w Polsce 🙂 Powodzenia życzę, bo sama teraz przezywam dokladnie to samo, także wiem jak jest ciężko 🙂 ale to naprawdę dobra decyzja 🙂
Zazdroszczę… Dalej siedzę w zapyziałym Londynie i brakuje mi odwagi…
Super się Ciebie czyta. Twoja historia jest mi o tyle bliska, że też mieszkam w Szkocji i niedawno podjęłam decyzję o powrocie. Jestem pełna obaw, ale spędziłam w Szkocji 5 lat i nadal nie mogę się przyzwyczaić. Powodzenia 🙂
Naprawdę pięknie to ujęłas. Chwyta za serducho 😀 Mam dokladnie takie same uczucia co do tego wszystkiego tutaj. Jestem w Szkocji juz parę lat i powoli zbieram się żeby też zjechać do Pl 🙂
Ja juz w Szkocji ponad 13 lat. W planie zawsze byl powrot do kraju. Niestety ciagly strach przed podjeciem ostatecznej decyzji. Napisz co u Was.
gdzie mieszkasz w Szkocji? ja w okolicach MOtherwell 🙂
Witam
Ja wracam z mezem za dwa tyg po 13 latach
Tak bardzo czekam na ten dzien
Mielismy tu dobre i zle chwile ale najgorsze spotkalo nas w zeszlym roku
Juz w czerwcu 2017 mielismy zaplanowany powrot a w kwietniu dokladnie w dzien moich urodzin dowiedzialam sie ze mam raka piersi,bardzo grozny i szybko rosnacy guz no i zmiana decyzji zostajemy tak dlugo jak trseba bedzie
Leczenie przebieglo dosyc sprawnie to bylo najgorsze lato w moim zyciu siedzenie w domu chemia smutek tesknita za dziecmi bo jedno w polsce drugie w niemczech a trzecie tu w angli
Ale juz koncze leczenie i jestem dobrej mysli ze teraz tylko moze byc lepiej i tak bardzo chce wrocic do polski ze to dodaje mi sil i wieze ze mi sie uda
Juz odliczam dni do 29.03.2018
Napisze juz z Polski
Pozdrawiam wszystkich ktorzy wrocili i chca wrocic pamietajcie ze wszyscy Polacy to jedna rodzina
Viola
Witam wszystkich wracam na święta wielkanocne, po 4 latach w stanach. Od 4 lat nie bylem w Polsce emocje sięgają zenitu.
Ja jestem w Szkocji juz lat 12. Wracamy z mezem do Polski do dwoch lat. Niestety. Chcialabym zeby to bylo szybciej no ale zobaczymy jak sie nasze zycie potoczy. Mamy dwojke dzieci i jedno w drodze. Moja najstarsza ma 5 lat. Chce sie bawic ze szkockimi dziecmi ale rzadno nie chce sie z nia bawic, i tak jest za kazdym razem. Serce sie kraje bo niestety nie ma tu w poblizu innych obcokrajowcow z ktorymi moglaby sie bawic. Jest sama i tylko patrzy tesknym okiem jak inne dzieci sie ze soba bawia. Decyzja byla podjeta glownie ze wzgledu na to. Najchetniej spakowalabym sie juz dzis.
Naprawde prawde piszecie ,az serce sie kraje ,to uk to naprawde jest dla specyficznych ludzi chyba ,pogoda tragiczna ,balagan i smieci wszechobecne i finansowo juz duzo gorzej niz np.3 lata temu ,tez wracamy po 12 latach z Walii do Polski .
Świetny tekst, ja również byłam w UK dwa razy: za pierwszym 3 lata, za drugim 1,5 roku i nie dałam rady dłużej.
Wróciłam do Polski, założyłam własną firmę i w końcu jestem bardzo szczęśliwa, jestem u siebie.
Zapraszam do współpracy, gdyby ktoś potrzebował pomocy ze znalezieniem domu lub mieszkania w Warszawie i okolicy (wiem jakie to trudne jak nie ma cie na miejscu) – http://www.sanhouse.pl
Wlasnie powiem
Wam ze obserwujac tu powroty to tylko zostaja w Uk Vi albo nie maja rodziny w Polsce bonwszyscy w Uk albo beneficiarze- ci to na pewno nie wroca. Ktos kto nie bierze i nie bral zasilkow placac za wszystko ma bardzo ciezko, nawet jesli duzo zarabia. Niestety ceny porazaja i nawet juz wysokie pensje na nic nie wystarczaja. Szczegolnie majac dzieci i placac te ogromne koszty childcare juz coraz mniej oplaca sie pracowac. Dodam ze jeszcze dochodzi rosnaca w tej chwili inflacja, spadajace ceny nieruchomosci i bardzo slaby funt. BeneficiarE nie wroca bo nic nie maja i zawsze beda zachwalac jak to w Uk super a to zeyczajnie nieprawda. Syf, smrod, brud wszedzie i na kazdym kroku. Nawet u kometyczki czy fryzjera jest brudno. Anglicy nigdy nie beda nas traktowac jak swoich. Ja wole by moje dzieci wychowywaly sie w Pl niz w falszywym Uk i nie oszukujmy sie, nigdy sie w Uk na 100% nie zintegrujemy. Zawsze bedziemy tesknic do Pl.
Boże, to najlepsze co ostatnio przeczytałam – a dużo ostatnio czytałam. Złapałas za serce! Wracam za 13 dni. Po 2.5 roku! Liczę dni. Pozdrawiam!
Dziewczyny piszecie ze jesteście 5 lat w UK. Ja jestem 13 lat mam 4 dzieci i arcam do Polski. Więc więcej odwagi. Pozdrawiam. Super się czyta
Ja przez 3 lata mieszkałem w Brighton, życie było fajne miałem znajomych nie czułem się samotny, niby, ale w pewnym momencie pomyślałem, że tak nie mogę dłużej żyć z dala od bliskich spakowałem się i wróciłem, nie pamiętam aby był kiedykolwiek równie szczęśliwy jak w dniu przylotu do Polski na stałe.