co zabrać na porodówke

przemyt na porodówce

Nie wiem ilu znacie przemytników, ale dziś poznacie jedną. Przemytniczkę. Nie wiem też, czy ktoś tak robi, ale ani razu, na ani jednej liście wyprawkowej nie widziałam tego towaru.

nielegalny towar?

Zechciałam jednak go mieć. Wbrew regułom i zasadom, wbrew temu co powiedzą. Trudno, to będzie moja tajemnica, pomyślałam. Gdy załatwiałam towar, mówiłam ściszonym głosem. Nie czułam bym robiła źle, nikt nie powiedział że to nielegalne, choć moralnie? Pewnie różnie by oceniali. Ja zadziałałam głównie z pobudek bezpieczeństwa, nie chciałam się martwić, pamiętam swój stres z pierwszego porodu i trudności jakie napotkałam. Nie chciałam tego tym razem, nie w szpitalu, nie w obcej dla mnie przestrzeni, nie w pierwsze dni kiedy będę zapoznawała się z tą małą osóbką.


Może gdybym nie miała tego towaru to lepiej wypełniłabym macierzyńskie powinności, nie złamałabym kodeksu prawilnej matki, nie ryzykowałabym, że któraś z położnych mnie zauważy i zapyta: „a co Pani tu wyczynia?” ale na moje szczęście, nie dałam się złapać.

Solidnie chowałam swój towar, nie wzbudzając żadnych podejrzeń. Wymykałam się z sali pod pretekstem przygotowania sobie herbaty i nasłuchiwałam kroków. Ktoś powie, że jestem stuknięta. Czasem tak, czasem mi się zdarzy, że sama sobie urządzę kino akcji- Angelina Cruise w Mission Impossible. Albo nowa odsłona Jak zostałam gangsterką. I trochę tak się czułam. Ale wiedziałam po co to robię, przyjęłam na klatę cenę tego przemytu, by finalnie na koniec wypowiedzieć słynne /sorry not sorry/.

Co więc przemyciłam?

Część z Was, czytelników, może się domyśla. Przemyciłam cenny, deficytowy towar, jednocześnie mocno kontrowersyjny na tamtych terenach, wydzielany działkami. Kontrolowany.

Mleko modyfikowane.

Zabrałam na porodówkę mleko modyfikowane. I stoję tu i teraz, z głową wysoko podniesioną, przed ławą przysięgłych, nie wstydząc się „zbrodni” której dokonałam.

Karmienie piersią jest cenne, jest naturalne, wartościowe. Wiem. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Karmiłam i czerpałam z tego radość! Ale, jak to panna z XXI wieku, postawiłam na wygodę, na swobodę. Na spokój postawiłam.

Oszczędziłam sobie strachu, już wystarczyło mi że wszystko u tego człowieka było małe i trzeba było być nadwyraz ostrożnym. Główka, rączki, brzuszek. Przewijanie, ubieranie. Wszystko do wykonania, jednak przy akopaniamencie płaczu dosyć utrudnione. No i karmienie, chyba najważniejsze. Podstawowa potrzeba, którą ja chciałam spełnić za wszelką cenę, chciałam by dziecię nie było głodne, ile wykarmię tyle wykarmię, a jak będziesz chciała jeszcze to Ci dam resztę. Po kryjomu. Pewnie położne nie robiłyby problemu, ale ja nie chciałam się spowiadać, czy mi się udało karmić tą piersią, czy próbowałam, czy wiem jak nastawić dziecko, czy może spróbuję jeszcze raz. Spoglądać na nie błagalnym wzrokiem, czy wezmą ją i nakarmią, bo chyba serio jest głodna, płacze. Trudny był dla mnie ten płacz, trudne było dla mnie oczekiwanie na litość.

- Have you tried breastfeeding?
- Yes, yes, but I think it is not enough.
- Maybe you should try again.


Try again, kurde. W szkockim szpitalu był miły personel albo po prostu po angielsku wszystko brzmiało tam łagodniej. Niemniej nadal kładziono nacisk na karmienie piersią, zwłaszcza że „wy Polki o wiele chętniej karmicie naturalnym mlekiem”. Nie chciałam zgadywać na jaki personel trafie w polskim szpitalu, przy drugim porodzie. Nie chciałam tego rozkminiać, oceniać, liczyć na to że przetrwam.


Trudno, Wysoki Sądzie, olałam system.
I nawet nie wiesz, jak dobrze wspominam ten drugi pobyt, całkowicie na moich warunkach.
(teraz może paść wyrok, choć jakby nie patrząc, sprawa jest już przedawniona)

Dodaj komentarz