„- A liczysz skurcze?” przyznam, że zdziwiło mnie to pytanie. Zdziwiło, ale i skłoniło do refleksji. Chyba mało wiem, pomyślałam. Możliwe iż przez intensywność życia, mnogość spraw z którymi przyszło mi się zmierzyć w tym roku przestałam ogarniać co się tak naprawdę dzieje. W głębi duszy odczułam lekki stres, termin egzaminu się zbliżał, a ja nie znałam odpowiedzi na podstawowe pytania.
To skurcze się liczy? czyli nurtujące pytania przed porodem
Zapalam lampkę, w tle słychać śpiącego Aleksa. Przed moim nosem odpalony laptop a wraz z nim kilkanaście kart. W notesie zapisuję wszystkie nurtujące mnie pytania:
– W którym momencie udać się do szpitala?
– Jakie są fazy porodu?
– Jakie są znieczulenia i ich wpływ
– Jak liczyć skurcze przed porodem
– Oksytocyna
– Crp (?!)
– Hwdp
– Lewatywa – mamo, czy muszę?
– Czy moje biodra się nadają?
– Jak wykonywać masaż krocza
– Co to za czop
Łał, Angelina
Na chwilę się zatrzymuję. Łał, Angelina, szczerze to w życiu bym nie pomyślała że przyjdzie Ci kiedyś o tym pisać, myśleć, a co więcej – że podejdziesz do tego tak dojrzale.
Dzięki, dzięki – gratuluje samej sobie. Wyobrażam sobie uścisk dłoni. Gościówa z przypiętym indentyfikatorem 'Los’ jest pod wrażeniem, wszak nie znała mnie od tej strony. Właściwie to zakładała, że pójdę na żywioł licząc że wszystko jakoś tak samo się. Samo się wiecie – ułoży, a ja lada chwila wyląduje w grudniu i cała akcja będzie z głowy.
Szczerze to przez całą ciążę miałam takie podejście. Coś na zasadzie – co ma być to będzie. Trochę bałam się myśleć świadomie, stanąć twarzą w twarz ze strachem. Nawet nie rozważałam podjęcia próby aby go ujarzmić, oswoić się z nim, z góry założyłam, że tej walki nie wygram.
Ale czy rzeczywiście jest z czym walczyć? Czy da się to jakoś zaakceptować?
Ostatnie tygodnie, jakby za pomocą magicznej różdżki, sprawiły że coś się we mnie zmieniło.
Ktoś zresetował mi moje ustawienia w głowie, robiąc miejsce na kompletnie nowe foldery. Tak oto zaczęłam przygotowywać się do porodu.
Przygotowanie do porodu – część 2.
Część 1 znajduje się TUTAJ.
Kolejny krok – poszerzanie wiedzy
W tym miejscu spędziłam trochę więcej czasu. Właściwie to poczułam się trochę jak na studiach, jakbym miała projekt do zrobienia bądź szykowała się do niezłego kolosa. Nie za bardzo chodziłam na wykłady, ale czując zbliżający się deadline nabrałam wigoru.
Notuję, skreślam, wypisuję pojęcia których nie kumam.
Zawracam gitarę tym, którzy mają lepszą wiedzę ode mnie. Zadzwoniłam m.in. do szkoły rodzenia i choć pani położna przyznała, że to trochę późno, to jednak nadal jest sporo zajęć na które mogę przyjść i wypytać o wszystko co mnie nurtuje.
Nie chcę wypaść źle na tej rozmowie, wobec powyższego już zbieram informacje.
Źródła z których korzystam najwięcej:
- rodzić po ludzku
- blog mamy ginekolog
- live mamy ginekolog pt. Jak „zwiększyć szanse” na udany poród siłami natury
- grupa na facebooku Błękitny Poród
- blog Beaty Meinguer
- blog mamalli – wpis o przygotowaniu
- blog cammy – wpisy o porodzie, wyprawce i przygotowaniach
Filmiki które obejrzałam i po których nie mam zawału:
- jak wygląda poród (na przykładzie balona)
- powstawanie życia (zapłodnienie, rozwój dziecka w brzuszku)
- jak wykonać masaż krocza (dobrze wiem, że połowa z Was nie jest w ciąży i kurła z ciekawości zajrzy)
- jak oddychać przy porodzie
Książki, do których myślę że warto zajrzeć:
- Izabela Dembińska „Rodzić można łatwiej”
- Frédérick Leboyer „Narodziny bez przemocy”
Poza tym korzystam również z wszelkiego rodzaju zebranych broszurek (sporo do zgarnięcia w szkole rodzenia) oraz darmowego przewodnika Ready Steady Baby (ponad 200 stron), który otrzymałam w pierwszej ciąży w UK. Swoją drogą szkoda że nasze NFZ jeszcze nie ściągnęło tego pomysłu. 🙂
***
Na chwilę przerywam pisanie – trochę się śmiejemy z Marcinem, że chyba minęłam się z powołaniem i jak tak dalej pójdzie, to równie dobrze i ja będę mogła przyjmować poród. Może zostanę doulą? Tak mało ich w naszym regionie. (oczywiście żartuję, byłabym bardzo niepoważną doulą, a nie wiem czy w trakcie porodu można rozśmieszać rodzącą)
Krok następny – oswojenie się
Długo myślałam, że świadomość zbliżającego się porodu, tego jak wygląda, co mnie może czekać w kolejnych etapach sprawi, że mój łeb pęknie. Że się przysłowiowo zesram ze strachu.
Faktycznie zanim byłam w ciąży i na jej początku myśl o porodzie wiązała się z paniką. Jednak teraz, gdy zbliża mi się termin a ja zaczęłam pochłaniać wiedzę jak gąbka (i nie mówię tu o słuchaniu dramatycznych historii tylko o poszerzaniu medycznej wiedzy) to zaczęłam nabierać pewności siebie.
Wiedza daje siłę.
Znajomość swoich praw, wcześniej niezrozumiałych pojęć. Na czym polega indukcja, na jakie znieczulenia w razie czego mogę liczyć.
Zaczęłam oswajać się z tym tematem.
Stopniowo powoli. Czytając, otwierając swój umysł. Zaczęłam rozumieć moją rolę w tym wydarzeniu, co mogę zrobić dla siebie i dziecka.
Nikt przecież nie każe mi przestać się bać. Ba! Strach jest naturalną koleją rzeczy i z tym również się oswajam. W swoim rytmie – czytam, notuję, przerywam.
Przykładowe artykuły:
- o znaczeniu bólu porodowego i metodach łagodzenia go
- obszerniejsze rozwinięcie tematu odnośnie bólu, znieczulenia i tego, co można zrobić aby go nieco zmniejszyć
A następnie przechodzę do kolejnego kroku, czyli…
Krok równie ważny – relaksacja
Ulubiona książka, spacer, medytacja. Sposobów jest naprawdę wiele i to kwestia indywidualna, co się lubi.
Uważam to za bardzo istotny punkt, którego głównym celem jest zadbanie o nasze samopoczucie – zwłaszcza w tych ostatnich tygodniach ciąży.
I nie wiem jak inne ciężarówki, ale ja obecnie jestem wyłączona ze świata żywych. Moje ciało i moje wnętrze samoistnie domaga się spokoju, relaksu usuwając z mojej pamięci wszystkie przeszkody (żeby zrobić coś produktywnego to muszę to zapisać na kartce, bo po 5 minutach zapominam o co chodziło).
Zamykam się w łazience, nalewam ciepłej wody do wanny i puszczam serial. Siadam przy biurku, odpalam worda i piszę. Włączam muzykę, tworzę playlistę do porodu i uśmiecham się do siebie.
Czasem się powygłupiam.
Jest mi ciężej. Założenie zwykłej skarpetki jest nielada misją, jednakże wiem, że po porodzie również czekają mnie liczne wyzwania. Może być trudno, wiem to.
Ale nie zamierzam płakać zawczasu. Robię dla siebie, dla nas najwięcej jak umiem – w tym również staram się zrelaksować.
Kobietki, nie żałujcie sobie odrobiny luzu.
Buziaki,
Angie