Mała gorsza chwila… się każdemu zdarzy. Nawet tej najbardziej zwariowanej osobie, która we krwi ma pozytywne nastawienie. Tak, mowa tutaj o mnie i o stanach, których nie mówi się głośno w internecie.
Długo zastanawiałam się co napisać. Czy postawić na szczerość czy na powszechnie stosowaną dyplomację. Właściwie to teraz, w momencie gdy uderzam palcami o klawiaturę nadal robię pauzę co zdanie i czytam każde słowo, co rusz drapiąc się w brew (a to dziwne przy tak wysokim czole i sporym polu do drapania).
Myślę jednak, tak sobie wiecie, po cichu, a właściwie to serce tak mi podpowiada, że przyda się odrobina nieprzerobionego filtrami życia, które lubi płatać figle, zaskakiwać, a wręcz i czasem nawet przerażać – również te najbardziej pozytywne osoby na świecie.
[mała aktualizacja] Wpisu ostatecznie nie dodałam i piszę go na nowo, raz jeszcze. #tuwykreśl1000słów
[mała aktualizacja nr 2] Kurczę, o wiele trudniej napisać mi ten post niż myślałam.
Do wpisu wracam po kolejnym tygodniu.
Co mnie tak wystraszyło?
Odpowiedź jest niesamowicie prosta. Mnie wystraszyła dorosłość. Dorosłość, a co za nią idzie – cały szereg zmian, które spadły jak grom z jasnego nieba. I tak, wiem – wszyscy stajemy się dorośli, wszyscy mamy problemy i wszyscy musimy sobie z nimi radzić. Strach to niby nic nadzwyczajnego, ale jednak… przypomina trochę temat tabu.
Przyznaję i ja – trochę wstydziłam się przyznać, że momentami rzeczywistość mnie przerasta. Przyznaję i ja również, że jest w tym sporo mojej własnej winy. Uparłam się, że ogarnę wszystko. Wezmę na każdy palec po jednej siatce i wniosę całość na te czwarte piętro, odrzucając jednocześnie opcje podzielenia ciężkich siatek i zrobienia 2-3 rundek.
I wiecie jak jest – na tym pierwszym piętrze – git, dam radę. Na drugim – zaczynają pojawiać się krople od potu, na półpiętrze – wylewa się mleko, a na trzecim są już łzy.
Jakby nie patrzeć obrałam trochę szaloną strategię na dorosłość, którą w XXI wieku określa się jako balans.
Prawdopodobnie całkowicie źle zrozumiałam pojęcie balansu.
W mojej głowie balans ukształtował się jako – chce ogarnąć macierzyństwo, rodzinę, pracę, dom, biznes, swoje pasje, życie towarzyskie, związek, relaks, hwdp – wszystko oczywiście po równo.
Czyli Angelina Croft, Tomb Rider
Angelina Terminator dorosłości Schwarzenegger
Chłopaki nie płaczą, remix Matki nie płaczą
Nic tylko zbić pionę głową w ścianę. I wrzucić zdjęcie na insta oraz pinteresta #industrial #design #rekanogamózgnaścianie
Dlatego…
Po pierwsze primo ultimo – zwalniamy tempo
„Powoli, kuźwa, gdzie Ci się tak spieszy?” Sprzęgło, zmiana biegu. (tak, zdaje prawko, aktualnie mam wyjeżdżone 23h). Zjeżdżam na chwilę z tej dzikiej autostrady*. Trochę nieumiejętnie, bo kierowca jeszcze ze mnie żaden. Staję. Zaciągam ręczny. Rozkładam mapę – dokąd ja tak pędzę i czy aby na pewno właściwą drogą? Przecież czuję w sercu, w kościach i w gardle mnie ściska jak diabli, że tempo jest za szybkie, że nie jestem gotowa by aż tak pędzić.
To był ten moment, gdy na chwilę się odcięłam. Tutaj – odpowiem tej części z Was, która próbowała nawiązać ze mną kontakt i dowiedzieć się, co się stało.
Problem w tym, że sama trochę nie wiedziałam.
Miałam przeogromny mętlik w głowie, supeł, który jak się okazało, nie jest tak prosty do rozwiązania. Wzięłam na swoją głowę tyle, że nie umiałam tego pogodzić, nie wiedziałam od czego zacząć i jak to w ogóle zrobić, by nie zaniedbać którejś ze sfer. Z czegoś trzeba było rezygnować, a rezygnacja na ogół i niestety kojarzy się z porażką (co nie do końca jest prawdą)(to też musiałam zrozumieć)(i nauczyć się rezygnować)(zamknij nawias).
#rezygnacjatonieporażka
Przede mną pojawiło się kilka wyzwań – zmiana pracy, projekt wystroju, wizja przyszłego mieszkania, intensywne macierzyństwo i pasja, na którą powoli nie starczało energii. Wspaniałe okazje, wspaniałe projekty i przerażona ja – coś tu było nie halo.
Dlatego, wybaczcie (tu robię minę zbitego psa i liczę na wyrozumiałość), ale lipiec i sierpień potraktowałam na maxa offline, na maxa rodzinnie. Czytałam książki, robiłam notatki, porządkowałam sobie w głowie. Musiałam się trochę wygłuszyć, trochę odpocząć od instagrama, od social media i od wyidealizowanego świata w internecie.
Wracałam do swoich myśli, do swoich wpisów – do postanowień noworocznych z przełomu 2016/2017, które znajdziecie tu, do postanowień z tego roku, do lepszych i gorszych chwil – by ten cholerny balans określić na nowo.
Wzięłam głęboki oddech, oczyściłam umysł, odpoczęłam, ochłonęłam.
Tak, tego potrzebowałam. Tego potrzebuje czasem każdy z nas.
Zaczęłam brać po jednej siatce, stopień po stopniu, zanosić na górę. Nie wszystko naraz, a jak już – to po kolei. Wyrzuty, które to sprytnie potrafią wkraść się w życie, zwłaszcza gdy sobie nie radzimy – osłabły. W końcu szłam powoli do góry.
Baby steps – najlepsza nauka, którą można zaczerpnąć od rocznego dziecka.
Jak w te dorosłość grać? #jakbyćdorosłym
Napisałam ten wpis, gdyż należę do osób zarówno bardzo pozytywnych, ale i cholernie wrażliwych. Prawdopodobnie jest to dosyć śmieszne połączenie. Jednak w tej całej śmieszności musiałam znaleźć czas na obserwacje – obserwacje i pewne nauki, które spisując (chociażby tu na blogu) utrwalają mi się w głowie. Dzielę (i będę dzielić się nimi) z Wami, bo być może są osoby podobne do mnie – którym zależy, które dużo biorą na klatę, które czasem się zapętlają i które czasem nie wiedzą – jak grać w te dorosłość i jak przechodzić kolejne plansze.
Wpisem tym zapowiadam kolejny sezon ( ;P ) pt. Angelina jakoś wkracza w dorosłość.
PS. Dziękuję Wam wszystkim za zainteresowanie, za miłe wiadomości, za ciepło na sercu które się pojawiało.
PS2. Zapraszam chętnych do udziału gry w dorosłość, do dzielenia się radami, wszelkiego rodzaju kodami #motherlode i swoimy obserwacjami.
By żyło się lepiej!
Pozdrawiam,
Angie