3 miesięczny staż jako matka

3 miesięczny staż jako matka

Każdy kiedyś zaczynał (tak mi ciągle powtarzają). Pierwsza rozmowa kwalifikacyjna, pierwsze egzaminy, pierwszy pocałunek, pierwsza gleba. Gdzieś w tym wszystkim jest początek, a wraz z nim kłody, ekscytacja, przerażenie i radość. Ale w końcu jakoś trzeba złapać doświadczenie. Dzisiaj o moim stażu jako matka.

Niechcący zostałam matką

Tak jakoś wyszło. Może za mało oglądałam reklam z Durexem w roli głównej, może niepotrzebnie spałam w trakcie gdy odbywały się zajęcia wychowania do życia w rodzinie. Myślałam: „co, ee? Mnie to nie dotyczy”. mhm a to dobre

No i wiecie, rym cym cym, pach pach i w ręku pojawił mi się mały bobas.  Zważywszy na to, że w polu wykształcenie zabrakło ukończenia wyższej szkoły matkowania, kursów z dziedziny przewijania i odbekiwania też nie mam zaliczonych, a jedyne co nosiłam to siatki z zakupami (lub przemycałam wino na tereny zakazane). W ciąży zaś wyglądałam wtedy, gdy zjadłam za dużo spaghetti lub upchnęłam piłkę do kosza pod bluzę, uważając to za niesamowicie zabawne.

Wyższej szkoły poczucia humoru też nie ukończyłam.

Ale… no bobas był. Bobas był i jest ze mną od 3 miesięcy. Ja żyję, on żyje, nikt nie jest w szpitalu ani w więzieniu. Obejdzie się bez wywiadu śledczego Wassermannowej oraz nadal nie otrzymałam laurki w postaci żółtych papierów. (chociaż jakby ktoś wszedł na Instastories bądź snapchata to różnie mogłoby się to skończyć).

3 miesięczny staż jako matka
snapchat: habangie

Poza tym że przez ten czas nauczyłam się wiele, potrafię już władać dzieckiem jak nożem nasmarowanym nutellą, już nie płaczę gdy on płacze i wyjęłam motorek z tyłka, na którym jeździłam do kuchni w celu zrobienia mleka to… udało mi się przy którymś zakręcie stracić narząd.

Serce

Serce, które zawodziło i nie chciało się otworzyć na nową miłość.

Różnie się czułam na tym stażu. Momentami chciałam się zwolnić, rzucić wszystko w cholerę i uciec. Ale nie mogłam. I to że nie mogłam doprowadzało mnie do jeszcze większej rozpaczy. Siadałam i mówiłam, że ta praca nie jest dla mnie. I nie chodziło o nakład obowiązków, bo z tym to tak naprawdę nie ma wielkiej tragedii. Ja po prostu nie potrafiłam się otworzyć na te całe macierzyństwo.

Brzmię dziwnie prawda? Przecież tyle pisałam o tym, że wow wow zostałam matką. Wow wow daję radę. No bo, wow – zostałam nią i wow – dawałam radę. Z tym że trzeba dodać tutaj mały aneksik – nie zawsze. Pisanie w jakimś stopniu dodawało mi energii, ale i do tego zaczęłam tracić chęć, mobilizacje, no i miałam wrażenie że staje się nieszczera (a tego kurna nie zniese).

matka na stażu

 

Będąc na tym stażu bałam się, że już nigdy nie awansuję i już zawszę będę parzyć kawę (aby nie paść na mój przysłowiowy ryj) i studzić mleko. Bałam się że nikt nie widzi moich starań, nikt mi nie zaproponuje umowy o pracę i będę tak tyłała bez ubezpieczenia.

A największym zabezpieczeniem matki jest miłość.

No i tu pojawił się mały problem.

Problem którego się wstydziłam. Głupio było mi pisać, gdy jednego dnia widziałam świat przez różowe okulary, a drugiego były one rozdeptane i nie nadawały się do niczego.

Głupio było mi się przyznać, że się nie nadaję.

A co gorsza zaczęłam w to wierzyć.

To był chyba punkt kulminacyjny tego wszystkiego. Gdy zamknęłam się w pokoju, zasłoniłam rolety co by to nie dostrzec pięknej pogody za oknem (akurat byłam w Polsce i świeciło słońce) i dla pewności, schowałam siebie i swoją macierzyńską beznadziejność pod kołdrę z klasycznym: „a sram na to wszystko”. #prawdziwadama #supermama

początki macierzyństwa

A taka prawda, że wcale ten staż nie był mi taki obojętny (i nie srałam na niego). Chciałam się wykazać. Jak najszybciej i jak najlepiej. Chciałam czuć że to wszystko ma sens. Chciałam czuć radość, dumę.  Chciałam poczuć spełnienie, którego strasznie mi brakowało. Bo przecież o dziecku nigdy nie marzyłam, a głowa moja ciągle była pełna marzeń.

Wśród tych wszystkich, typu Tajlandia, spełnienie zawodowe, biznes, głupi biznes*, wystraszenie małpy w Honolulu, pojawiło się nowe.

Chcę być dobrą mamą. Chcę czuć że go kocham. Tak strasznie chcę to czuć.

Chcę czuć że on mnie kocha.

3 miesiące z dzieckiem

I żesz cholera jasna mać, udało się. Po 3 miesiącach udało się. Awansowałam. Pokochałam. Pokochał. Widzi mnie, uśmiecha się, gaworzy do mnie. A ja już przestałam się wstydzić, że miałam problem z miłością. Przestałam się bać, że co będzie gdy dorośnie, gdy zacznie chodzić. A tego się bałam jak cholera. Bałam się, że nie będę umiała z nim spędzać czasu. Że nie będę chciała z nim spędzać czasu. Bałam się być matką. Bałam się, że nie ogarnę jak to jest być matką. Jaka powinnam być. Bo chyba nie taka, ciągle niewystarczająco dobra, ale… potrzebowałam jego uśmiechu.

Uśmiech na twarzy innych osób to jest coś, co sprawia mi największą radość. Uśmiech na twarzy własnego dziecka to coś o co walczę każdego dnia, chcąc go ujrzeć choć przez chwilę. Uśmiech to coś co mnie uleczyło (i leczy) przed strachem. Przestałam się bać być matką, a zaczełam cieszyć macierzyństwem.  Alleluja, gratulacje dla Pani z szopą na głowie!

PS. Nadal szukam swojej własnej recepty na macierzyństwo i pewnie nie raz mnie ono zaskoczy (o czym mam zamiar się z Wami dzielić).

PS2. Mam kilka pomysłów, które może wdrożę w życie, jeżeli starczy mi jaj.

PS3. Głupi biznes wspomniany wcześniej, to wypuszczenie na rynek pasztetów z moją podobizną. Tak kiedyś wpadłam na to, gdy zapytano mnie co bym zrobiła ze zbyt wielką ilością pieniędzy. Może charytatywne pasztety? Ok, kończę na dziś bo mnie zdegradują.

A i jak widzicie, delikatnie zmieniłam wygląd bloga. Tak dla odświeżenia + z tym jakoś bardziej się utożsamiam. Tamten chyba był zbyt przesłodzony. Mam nadzieję że ta wersja przypadnie Wam do gustu!

Buziaki, Angie

 

 

7 myśli na temat “3 miesięczny staż jako matka

  1. cóż poradzić .. macierzyństwo nie jest łatwe. ja po wakacjach będę miała już 3-latkę.
    do roku czasu czas szybko leci, serio – i to nie jest mit !! 😀

    1. no ja dziś policzyłam że od porodu minęło 16 tygodni!!! nie wiem kiedy to zleciało! 😀 ucałuj swoją 3latkę! aż jestem ciekawa jak to będzie gdy moje dziecię osiągnie taki „sędziwy” wiek

  2. Świetny i bardzo szczery tekst. Gratuluję Ci i odwagi mówienia o swoich odczuciach, i tego awansu. Przez całe życie byłam przekonana, że nie chcę mieć dzieci – że studia, kariera, Warszawa i inne bajery będą dla mnie lepsze, ale teraz zdanie zmieniłam i mam nadzieję, że już wkrótce dostanę się na ten staż, a później będzie umowa o pracę 😉

    1. Życie to potrafi różne drogi nam kierować. 😉 Po prostu każda z Nas potrzebuje się w tym wszystkim odnaleźć i połapać. Życzę powodzenia, na pewno umowę dostaniesz! :*

  3. nawet nie wiesz jak cie rozumiem, moje Dziobaki już sporo starsze ale trochę to wszystko trwało zanim awansowałam 🙂 pierwsze „mama” to dopiero będzie awans 🙂 Pozdrawiamy i całujemy was serdecznie

  4. Świetny post, w samo sedno, jestem w podobnej sytuacji tez mam wcześniaczka (1,5miesiaca przed terminem) urodził się na koniec marca tego roku i cholernie ciężko było patrzeć na taką roślinkę, która je śpi i wali w pampersy, ja awansowałam kilka dni temu kiedy zaczął pierwszy raz się śmiać i patrzeć na mnie swoimi wielkimi pięknymi oczkami i kocham to teraz dopiero wiem jak cudownie jest być mamą chociażby dla tego spojrzenia i uśmiechu, który wynagrodzi Te trudne chwile.
    P.s pozdrawiam z edynburga 🙂

Dodaj komentarz