Rok temu o tej porze Ja. W krainie rumem i ziołem płynącej, gdzie za każdym rogiem fast food się krył i muzyka zagłuszała wszystko. No prawie wszystko, otóż nie zagłuszyła pewnych ciążowych symptomów. Based on true story, bro.
Co to jest Hip Hop Kemp?
Hip Hop Kemp jest to turbo-melanż odbywający się w Hradec Kralove w Czechach. Występują międzynarodowe gwiazdy rapu, w tym nasi rodacy. Nie brakuje atrakcji typu walka w czekoladzie, warsztaty taneczne, konkursy, battle’ki. Imprezy, pokazy i wszystko co skejtowe.
Kolejki do tojtoja, wiszące trampki na przewodach elektrycznych i ciekawe wyprzedaże na polu namiotowym. Czy warto? Klimat jest nieoceniony. Nawet jeżeli ktoś nie jest super fanem rapsów, impreza jest godna niepożałowania (nie wiem czy tak się pisze, lenistwo nie pozwala mi sprawdzić w google).
Ja byłam po raz pierwszy (i nie ostatni) z Marcinem, który na HH kempie gościł już nie raz.
Pamiętam jak siedzieliśmy z Marcinem na górce. On zajadał się zapiekanką, ja rozkminiałam co się ze mną dzieje. To było do mnie kompletnie nie podobne. Niechęć do kebsów, pizzy, browarków, kurde. Nawet naleśników z nutellą. A przecież na wakacjach kalorii się nie liczy (dobra ja w ogóle nie liczę, ale nie w tym rzecz!). Łapałam zwiechy, byłam ospała. Czułam się… dziwnie.
Objawy ciąży przyrównałabym do kaca.
***Dlatego droga kobieto, jeżeli Twój facet lub ktoś bliski nie ogarnia jak się czujesz będąc w ciąży (a te pierwsze tygodnie są przeważnie najbardziej upierdliwe) uchlej go. Ale tak solidnie. Uchlej, polewaj, niech pije. Ty nie, bo jesteś w ciąży (te kilka zdań kieruje do ciężarówek). Obudź się rano, wstań. Oczekuj od niego że będzie normalnie funkcjonował. Pojedzie do pracy, na zakupy. Wsiądzie w auto (a nie! nie wolno) – autobus. Zacznij przy nim gotować różne potrawy. Zmęczenie? Problemy z żarciem? Odruchy wymiotne? Ciąża to nie choroba? Już dziś Twój facet (ktoś bliski) może poczuć się jak w ciąży! Potem jeszcze możesz kopnąć w żebro, tak dla upomnienia. I usiąść na kręgosłupie.***
Ok, koniec przerywnika. W każdym razie tak. Czułam się dziwnie.
Zwłaszcza że w moim życiorysie widnieje spory rozdział z imprez w Sopocie (bohaterka Monte Cassino). Energii nie brakowało mi nigdy, no prawie. No nie tym razem. Tym razem godzina 23, a ja marzyłam o śnie. Śnie do którego nie chciałam się przyznać, no bo gdzie ja.
Coś się dzieje, coś się dzieje.
Jednym z plusów było to, że klimat całej zabawy odciągał mnie od objawów. Wprawdzie nie najadłam się i nie napiłam tyle ile prawdopodobnie bym zdołała, ale muzyka. Muzyka, dobra zabawa, ciepełko i ciekawe stylówki, na które lubię sobie popatrzeć i czerpać inspiracje (tu babeczek w szpilkach nie zobaczysz).
Nie zmienia to faktu, że gdzieś tam w głowie gnieździła się myśl: „ale że ja w ciąży jestem? taaa na bank”. Oczywiście że w końcu powiedziałam Marcinowi, który to próbował mnie reanimować kawą. „Zrobimy test na spokojnie jak wrócimy do Glasgow”.
Kobiety i na spokojnie. Dobre. Oczywiście że poszłam do czeskiej apteki po test, ale że zamiast pieniędzy miałam cebulę to kupiłam najtańszy. Z instrukcją po czesku lub słowacku i chociaż są to języki podobne do polskiego, to… nic mi nie wyszło, poza tym że osikałam wszystko co się da.
Zajebiste wspomnienie
I tak siedzę dziś i wspominam. Czy to przypadek że tak się wydarzyło (tak, ta ciąża to wpadka) czy też los dołożył nam ciekawą kartę do dziennika. To miejsce do nas pasowało. Ja: wulkan energii, uwielbiająca taniec i ludzi. On: człowiek raps, zakochany w muzyce i w tym stylu.
Nasze bobo, na które teraz patrzę zaczęło swój intensywny rozwój na Hip Hop Kempie. Co ciekawe, jest odporny na hałasy, głośną muzykę i nie boi się tłumu ludzi wokół siebie. Przypadek? Pewnie w jakimś stopniu tak, ale lubię tłumaczyć to na Swoje.
Zawsze jest czas na zabawę
I jeszcze jedno malutkie wspomnienie. Gdy tak siedzieliśmy na górce. On znowu coś jadł, a ja nie BO TE CHOLERNE ZAPACHY, nasze oczy przykuła pewna para. Byli z dzieckiem. Takim małym, coś pomiędzy rok, góra 2 latka. Wyglądali na przeszczęśliwych. Naprawdę dobrze się bawili. Wzbudzili w nas wielki podziw, no i zakorzenili nadzieję.
Dziecko to nie ograniczenie. Będę powtarzała jak mantrę.
Ogranicza nas strach, brak wyobraźni i umiejętności proszenia o pomoc. O ile to pierwsze mi czasem doskwiera, o tyle z resztą problemu nie mam. I widzę nas jeszcze w wielu miejscach razem, we trójkę (lub dwójkę jak podrzucimy Boba dziadkom!).
Otworzyć serce na podróże, moja mała misja. 🙂
A wy jakie macie?