Brawo dla tej Pani za zapłon w kwestii blogowania i posta. Ale spokojna Twoja głowa, dziecię swoje myję i nasz pierwszy raz za nami (kiedyś był). Aktualnie on żyje, ja jeszcze też i dziś Wam opowiem nieco o kąpieli noworodka.
Kąpanie się
Dla Ciebie to proste. Powiedzmy. Idziesz wieczorem do łazienki, robisz siku, patrzysz w lustro na swoją twarz, głęboko wzdychasz na widok tego co ujrzałeś i postanawiasz zmyć z siebie historię dnia dzisiejszego. Czasami Ci się zajebiście nie chce i myślisz czy śmierdzisz na tyle mocno by się wykąpać. A może rano wystarczy? No dobra, niech będzie, NIECH STRACĘ – umyję się. Po czym ściągasz z siebie wszystko, niewinnie spoglądasz w lustro i przypomina Ci się to co ukryłeś/aś pod wszystkimi najkami, pelenami i dolcze i gabaną. Może poprawię sobie cycki? Robisz seksowną minę, ona nie pomaga, Tobie zaczyna być zimno tu i ówdzie więc… odkręcasz kurek/prysznic i bierzesz wreszcie tą cholerną kąpiel. Oczywiście teraz musiało Ci się zachcieć siku. Chce Ci się na tyle że… [tutaj sam/a odpowiedz sobie na to]. Klasycznie pod prysznicem jesteś najlepszym kołczem, marketingowcem, wspaniałym graphic designerem, śpiewakiem operowym i przede wszystkim – biznes(ło)menem. Tutaj następuje ciach-bajera, czas się wycierać.
Ale o czym to ja… no właśnie. Z wykąpaniem niemowlęcia jest nieco inaczej. Nie powiedziałabym że trudniej w związku z powyższym cyrkiem. Do rzeczy.
Pierwsza kąpiel noworodka
Odbyła się w szpitalu. Ja rodziłam w Szkocji, więc po krótce (hehe, nie no serio się postaram) opowiem Wam jak to było.
Przyszła sobie babeczka, na oko +50 lat. W oku błysk, w ręgu dryg i chód pewny siebie. Zakomunikowała mi, że zaraz pokaże jak umyć dziecko. Nie wiele z tego pamiętam (dlatego ta historia jest krótka), bo zrobiła to tak szybko że nie zdążyłam wyłapać jak ona, gdzie, za co, kiedy złapała Aleksa.
Powiedziała: „Come on little chicken” co w wolnym tłumaczeniu oznacza: „no chodź mały kurczaczku” i tak też to wyglądało. Gdzieś go tam za ręką, za nogę, pochlapała, coś pomydliła – mówiąc przy tym do mnie że na przyszłość mam śmiało chwytać swoje dziecko. Minęły 3 nanosekundy i już go wycierała, pampersa przykleiła z taką prędkością, że nawet nie wiem kiedy to się stało, że dziecko było ubrane. I tyle. Na tym koniec mojego szkolenia z mycia, ona pobiegła do kolejnej mamuśki, myjąc kolejnego „kurczaczka”.
I fajnie.
Ponoć niemowlaków nie trzeba tak często myć (tak mi powiedziała), więc mam na najbliższe 5 lat spokój. No dobra, mam 1-2 dni. Pewnie wleci tutorial na yt (tak sobie pomyślałam).
MOJA pierwsza kąpiel niemowlaka
Ok, obyło się bez spryciarzy.pl czy jutuba. Asekurowała nas babcia Aleksa. (chwała Bogu za babcie)
Tę kąpiel pamiętam jak przez mgłę, byłam w takim transie że heja. Starałam się mocno trzymać za główkę, by go nie zanurzyć (nie utopić). Śmiesznie wykręciłam łokieć próbując nie zamoczyć brzuszka, miał tam przyczepioną klamerkę do pępowiny, palcami zaś zatkałam uszka by nie naleciała woda (panicznie boję się zapalenia uszu u dziecka) i ogólnie oddychałam jakbym miała zaraz urodzić drugie bobo. Albo puścić pawia. Albo inne zwieracze.
Potem wyjęcie na ręcznik i zaciskanie zębów na widok płaczu swojego pierworodnego. No wiadomo że płacze bo wyszedł z fajnego, ciepłego, dobrze kojarzącego się otoczenia (bobasy pływają w naszych wodach płodowych, można rzec że chodujesz rekina matkożercę). Mi też się chce czasem płakać jak mam zakręcić wodę i się wycierać.
Ubierałam go już najszybciej jak się da, odsuwając na bok jego kruchość i delikatność, tylko by było mu dobrze i ciepło. No i by nie płakał!
A i przy tym trochę bolał mnie kręgosłup i nieco ciągnęła rana po cesarce, ale miałam przypływ adrenaliny (tak, uwolniła się ona przy kąpaniu dziecka, widocznie nie trzeba koniecznie uprawiać sportów ekstremalnych – wystarczy zostać matką [self5]).
Ale jako że kąpie już Aleksa od prawie 5 miesięcy (wow wow, jakie doświadczenie, wow, parenting, master) to po prostu podzielę się z Wami tym, co się nauczyłam, tym jak tam sobie radzę (wow wow, ok starczy już). A nóż-widelec ktoś z czytających będzie kiedyś rodzicem i może powróci do tego luźnego wpisu.
Jak kąpię? Czego używam do kąpieli? Z jakich kosmetyków korzystam.
Od razu mówię, choć nie sposób nie zauważyć, nie jestem mistrzem parentingowym. Piszę to jak kobieta kobiecie lub kobieta osobie, która kiedyś zderzy się ze zjawiskiem mycia niemowlaka.
Kąpię codziennie. Kąpię bo to lubię i kąpię bo Aleks to lubi. Może dlatego lubię bo on to lubi. No. Może gdyby nie lubił to by chodził brudny (co? ok, opieko społeczna nie czytaj tego)
Wiecie, jeszcze zanim dziecko zacznie świadomie się uśmiechać, zanim będzie jakoś reagowało, poza rzecz jasna płaczem, to wyraźne zadowolenie w naszym przypadku zauważyłam w trakcie kąpieli. Było mu tak dobrze, był tak szczęśliwy, że szkoda było mi go wyjmować z wanny. Tymbardziej że potem popłakiwał (chociaż wraz z moją wprawą, otulaniem ręcznika- przestał).
Kąpiele były takim jednym z momentów, które zaczynałam lubić w macierzyństwie. Czekałam aż zobaczę tę jego zadowoloną minę.
No, a w praktyce?
Mój schemat wygląda tak: nalewam wodę do wanny i w tym czasie szykuje mleko (zwyrodniała matka już nie karmi piersią, akysz wstrętna bestio). Rozkładam ręcznik obok wanienki. Mam naszykowaną pieluchę, krem, szczotkę do włosów (których nie ma), ubranka, suchą flanelkę lub kocyk na której ułożę arcy czyste i wyschnięte dziecię.
Do wody wlewam emulsję, na dno wanienki wkładam również flanelkę, co by to mu było wygodnie i go wrzucam. No dobra, jeszcze nie wrzucam. Po prostu wkładam i trzymam jakby za szyjkę-kark-główkę (ja to zawsze kozak z biologii byłam). Robię to na wyczucie, ale tak by nie zrobić dziecku krzywdy. On nie płacze, więc jest okej.
A co do sprawdzania wody… Wyjmujcie maczety mamuśki, które to czytają, ale ja robię na łokieć. Tak, pradawny, wybluzgany w internetach przez matki polki, sposób. Zanurzam łokieć i sprawdzam czy woda jest ciepła. To też robię na wyczucie, które najzwyczajniej w świecie nie jest najgorsze (i co teraz matko-polko łokieć bluzgająca? może mój łokieć jest czulszy niż Twój?). Ale tak na poważnie są dzieci mniej i bardziej wrażliwe na temperaturę, więc można zaopatrzyć się w termometr (ja mam taki który wygląda jak pistolet i jest super).
Wody używam takiej z kranu do mycia ciała i główki, a do buzi przegotowanej. Nasz książe ma dosyć wrażliwą skórę, jeżeli chodzi o chemię, także… odnośnie kosmetyków to korzystam z emolientów. Nie jestem z tych kosmetykomaniaczek, aczkolwiek lubię mieć dobry produkt (ok, kocham kremy do ciała i kosmetyki do włosów, ale cicho, dziś o matkowaniu).
To nie jest prodakt plejsment, nie zapłacili mi, chociażbym się nie obraziła, bo te emolium są w piz.u drogie. Prawie pięć dych za emulsję. Jak usłyszałam cenę i sięgałam po kartę to myślałam: „Chryste Panie co wy, szmaragd tam macie?”. Ale czego te matki dla swojego dziecka nie zrobią. Z paznokci zrezygnują (no dobra, nie przesadzajmy), by dziecię miało delikatną skórkę.
Na pierwsze miesiące używam emolium, aczkolwiek stopniowo będę odchodziła, wraz z hm…, jakby to określić, lepszą przyswajalnością do otoczenia mojego syna (mojego syna, ale to poważnie brzmi). W każdym razie wierzę, że tańsze produkty też są okej, aczkolwiek na ten moment lubię i propsuje kosmetyki jak dla 5 miesięcznego Billa Gatesa.
Myję, wyjmuję, wycieram, smaruję emolientem całe ciało, ubieram i do karmienia.
Nie używam oliwki, bo u nas sie nie sprawdziła.
A jutro planujemy iść na basen i… zobaczymy jak to wyjdzie!
Przede mną jeszcze wiele WIELE do przeżycia, do nauki. Dziecko rośnie, a w raz z nim nowe wyzwania, ale… bez paniki. Internety są full od poradników, wskazówek, filmików instruktażowych. Jutub płonie, matek wokół jest dużo, nasza populacja nie obumarła czyli jakoś dajemy radę. Są babcie, koleżanki, internautki. I facety co podchodzą do życia lajtowo, bo jakaś równowaga w przyrodzie musi być.
Także miłej kąpieli!
Moje dziecie już wykąpane śpi, a ja… no właśnie.
Buziaki, Angie.