wzięłam go na dziecko

Wzięłam go „NA DZIECKO”

Jest wiele sposobów aby utrzymać przy sobie faceta. Możesz pięknie pachnieć, wstawać codziennie godzinę przed nim (lub nie spać całą noc) by olśnić go swoją nienaganną kreską na powiece, ale możesz też złapać go „na dziecko”. I po kłopocie. Jest już Twój (czyżby?). Wpis zapowiada się beką, lecz beką nie jest.

Wezmę go „na dziecko”

Pomyślała Jolka lat 19. Udało jej się wyhaczyć niezły kąsek, który niestety chce jej zwiać z talerza (lub sprzed ołtarza). Jolka wpadła na genialny plan. Nieco poprawi przepis i dorzuci pewien składnik.

Dziecię.

Celowo nazywam składnik, gdyż tak potraktowane jest tutaj ludzkie istnienie. Po chamsku, po prostu. Jolce ciurkiem leci z nosa egoizm. Swoją chciwością na zatrzymanie faceta u boku może skrzywdzić więcej osób niż jej się wydaje.

Faceta, bo chcąc niechcąc będzie musiał oglądać jej zakłamany brzydko mówiąc ryj, odbierając z rąk niewinne dziecię przy każdym spotkaniu w piątek. Chyba że owy nieszczęśnik zdecyduje się zamieszkać z jakże wspaniałomyślną Jolką, codziennie jej nienawidząc.

Chyba że! przejdą terapię małżeńską, w której to ona zaliczy bejsbolem po japie, a wtedy on będzie spotykał swoje dziecię na widzenie prosto z więzienia. Super.

Dziecię, bo było stworzone pod pretekstem, bo może uczestniczyć w batalii, bo może mieć ojca zamkniętego w pierdlu, bo może być narażony na negatywne działanie przeciwutleniacza w domu.

Dziadkowie, bo mają synową której sami by najchętniej przylali, ale szkoda przepracowanych lat i straconej emerytury (czego?).

Ksiądz u spowiedzi, bo nie wie jak za to rozgrzeszyć Jolkę. I faceta. I ciemne myśli dziadków.

Jolka, bo nie ogarnęła, że dziecko to nie jest klucz do sukcesu w związku, a niekiedy nie lada wyzwanie. Prawdopodobnie dziecię nieźle pogryzie jej za to cycki.

Dlaczego hejtuję?

Bo mam okres. A poza tym takie sytuacje mają miejsce. I żeby nie było, że tylko przysłowiowa „Jolka” wywija takie numery. Facetom też się zdarzy i to jest smutne. Smutne jest to, że ludzie są czasami zdolni zrobić wszystko, by zatrzymać drugiego człowieka. Na siłę. Takim sposobem.

Kto z Was nie słyszał o zwariowanej lasce, która wrabiała gościa że jest w ciąży? A nóż-widelec zyska te parę miesięcy zanim… nic się nie wydarzy.

Kto z Was nie słyszał o kimś, kto zdecydował się zafundować sobie bobaska, licząc że naprawi tym swój związek?

Pies to nie zabawka, człowiek to nie marionetka, a dziecko to nie karta przetargowa. Pewniak, że ktoś zostanie, się zmieni, nie odejdzie. Bo odejdzie – prędzej czy później. A Ty mu powiesz, że „krzywdzi dziecko”. Zalejmy toksyną wszystko co się da.

Związek to stała praca

Ja, nie-kołcz, nie-trener miłosny, aka coś wiem, więc się wypowiem POWIEM wam, że. Na logikę, którą niestety wykładają głównie na prawie (a szkoda, przydałoby się wprowadzić ją już w podstawówce).

Dziecko to zmiana, na którą nie każdy jest gotowy. I nie ma w tym nic strasznego, dużo się dzieje, oddziaływuje na nas mnóstwo bodźców, myślimy i zajmujemy się sprawami, z którymi wcześniej nie mieliśmy do czynienia.

Podcieramy komuś tyłek. I nas to nie obrzydza. Czaicie tę troskę? Robimy WOW na widok kloca. Zaskakujące? I prawdziwe.

zdjęcie na widok kupy

no prawie zawsze

wziąć na dziecko
masz swoje „na dziecko”

Fajnie, jeżeli może nas ktoś wesprzec. Jeżeli to ktoś inny podetrze, jeżeli możemy o tym pogadać, pośmiać, popłakać się. Jeżeli drugą osobę w ogóle to obchodzi. Obchodzi co my czujemy i nie uważa to za gówno (jak już tak o tym…).

Dlatego w związku z tym dobrze by było w miarę możliwości poukładać swoje życie miłosne przed przystąpieniem do akcji-kopulacji. A i tak to może zawieść. Dlatego, że przyda się sporo siły i cierpliwości do nas samych.

Wierzcie mi, przemęczony człowiek to zupełnie inny człowiek. Są fajowe i rozbrajające momenty (o takich też napiszę, ale dzisiaj hejcimy!), ale są też frustrujące lub takie, w których najzwyczajniej w świecie się boimy. I wtedy reakcje są różne.

Tu naprawdę przydaje się wsparcie i „team-work”. Próba dla związku, dla umiejętności pracy w dwuosobowym zespole, do pomocy gdy jedno czuje się słabszym ogniwem. Podkręcanie żaru, dbanie o pociąg fizyczny. Kurczę, o psychę naszą.

Drugi człowiek jest żywym antydepresantem, no chyba że…

Jolka, weź Ty pomyśl.

wziąć na dziecko
myślenie boli

Ja, Macieja i jak się „zasejwowaliśmy”

„Wzięła mnie na dziecko” mówił pół-żartem, PÓŁ-SERIO, (hehe) Marcin wśród moich koleżanek. A ja przyznawałam że tak, TAK BYŁO. Jest już mój. No bo jak nie wiesz co zrobić, zrób mu bagaż, taki który tylko Ty mu nadasz. Innym razem to on opowiadał kolegom, że mnie „zasejwował” (slang wśród GRACZY, tłumacząc z game’rskiego na nasze, zapisał mnie na kartach swojego życia). Leciały bekowe snapy, podśmiechy ale… naprawdę cieszyliśmy się że będziemy mieć bobasa (ok, czasem się wkurzałam). Wiedzieliśmy że to będzie misja, ale razem się do niej przygotowywaliśmy.

Jestem fanką miłości i okazało się, że on jej też kibicuje. I nie jesteśmy sezonowcami.

Zanim jeszcze przyjęliśmy do zespołu nowego gracza (choć jego pojawienie się było zaskoczeniem), stanowiliśmy dość silną drużynę. Zaciekle trenowaliśmy, zagrzewaliśmy się do walki, razem znosiliśmy porażki i ustanawialiśmy nowe cele.

A potem Macieja oddał złoty strzał.

Teraz mamy dzidzię i działamy jeszcze bardziej zespołowo jak nigdy przedtem. Ja panikuję, on uspokaja. Ja przewijam, on ucieka. On przewija, goni mnie z zaminowaną pieluchą. Mamy za zadanie przetrwać, wychować, dobrze się bawić i współdziałać. Kochać się kurde no.

zdjęcie zakochanej pary na plaży

I odkładając hejt na bok. Chodzi mi o to, że warto z siebie dać to co dobre. Włożyć serce i wtedy zbierać żniwa.  Na tyle ile możemy, próbować. Starać się. Dać się również wykazać drugiej osobie (niech se nie myśli! SE). Zobaczyć, czy druga osoba w ogóle chce przejąć inicjatywę. Kompromisy, złote środki a dopiero potem strzały. Nie na siłę i nie przymusem.

Poza tym, kto z Was lubił jak mama wmuszała brukselkę?

Przymus jest fe. Zwłaszcza w miłości. I z dzieckiem jako kartą przetargową.

 

Buziaki, Angie

Dodaj komentarz