No i po co? Pytam siebie, po co ja to sobie robię. Idę tam co tydzień, by 50 minut spowiadać się z tego co mnie boli. Poruszać to w ogóle. Dotykać to, co głęboko ukryte, babrać się w tym, wtapiać w uczucia, które chyba przecież już przeminęły.
jaki jest sens?
Czy rzeczywiście to jest dla mnie dobre? Bo to nie tylko 50 minut rozmowy, dosyć trudnej, ale również to co się dzieje w międzyczasie. Dzień przed, dzień po. Kryzysy, rozterki, przeżywanie. Chodzę i błądzę po mieszkaniu. Przypominam sobie raz jeszcze. Odkrywam to, co wyparłam lub zatuszowałam.
A przecież tuszowałam tak dobrze.
Przecież przetrwałam?
pozostały przekonania
Tak, wiem i o tym sobie przypominam. O naruszonych granicach, o trudności z radzeniem sobie z emocjami, o wyżerającym i niesprawiedliwym poczuciu winy, o poczuciu wartości, które uzależnione jest od… od właśnie czego. O tych wszystkich błędnych przekonaniach, które bardzo hamują mnie w spełnieniu prawdziwej siebie. Wiem, ale nadal jakaś część mnie bardzo chce się bronić przed tą terapią. Tak bardzo nie chcę wypływać na te przestworza, nie chcę tam nurkować, chciałabym tę zatokę ominąć.
Czy przez lata nielegalnie wywalałam tam swoje śmieci i one teraz uszkadzają mój ekosystem?
Byłam taka hop do przodu, przygotowałam łajbę, postawiłam maszt, powiedziałam „płyniemy”. Chwilę przepłynęliśmy i teraz mówię „dobra, zawracamy”. Tzn. mam ochotę powiedzieć. Już raz powiedziałam, gdy trafiliśmy na kolejny sztorm.
Skąd te wahania?
Tydzień przerwy w terapii
Takie wahania narastają w dwóch przypadkach:
- gdy jest za ciężko
- gdy wypadnie mi jakaś sesja terapeutyczna
Teraz miałam chwilę przerwy, oddechu. Od razu znalazłam lekarstwo w śmiechu, wygłupach, mój dobry i sprawdzony sposób. Przecież działa, myślę, chyba jestem radosna, prawda? Po co ta sesja? Po co mi ta terapia? Nie mogę poczytać paru książek motywacyjnych? Nie mogę sama popracować nad sobą?
Chwila? A czy nie to robię już od kilku lat?
Może właśnie po to ta terapia, by śmiało ruszyć do przodu. Tylko czemu to musi być takie trudne?
Zapytać terapeutki raz jeszcze: po co ta terapia?